środa, 1 kwietnia 2020

Lucifer - III (2020)




Bo to jest tak, że mógłbym śmiało kąśliwie napisać (kontynuując poniekąd retorykę użytą przy okazji "recki" poprzedniego krążka Lucifer), że legendarny Nicke Andersson był się z wzajemnością zakochał w urodziwej kobiecie, która dzieli podobne z nim fascynacje muzyczne i dołączył do grupy w której ona udzielała się wokalnie, a że miłość potrafi racjonalny ogląd sytuacji znacząco zaburzyć, to nie wychwycił (przynajmniej na rzeczonej dwójce), że czasami ciężko będzie zdzierżyć, przynajmniej części jego fanów jej głos. ;) Tyle że na ten właściwy dla rzeczowej oceny moment, to jestem zaskoczony, iż na trójce nie odczuwam jakiegokolwiek dyskomfortu słuchowego, nawet kiedy Johanna Sadonis wchodzi w dość wysokie rejestry - więc nie mam powodu by marudzić na własności jej głosu. Mam też przekonanie, że w porównaniu do poprzedniczki bieżący krążek jest dużo przyjemniejszy w kontakcie, bowiem nawet jeśli obiektywnie niewiele się w kwestii formalnych inspiracji i aranżacyjnej formuły zmieniło, to mam wrażenie jakby wszystkie klocki wykorzystane do złożenia tej konstrukcji lepiej zostały ze sobą spasowane. Jeżeli miałbym być w tych okolicznościach precyzyjny i do tego jeśli jestem w kogokolwiek oczach wiarygodny jako quasi dziennikarz, to bardziej rozbudowanej analizy względem inspiracji z przeszłości czy cech wspólnych z wykonawcami współczesnymi polecam poszukać w tekście dotyczącym właśnie Lucifer II. Tutaj dodam tylko, że nie przypuszczałem, iż od czasów fascynacji tą bardziej popularną (czyli datowaną od momentu powstania High Visibility, szeroko znanego i równie szeroko cenionego The Hellacopters) twórczością Nicke Anderssona się zainteresuje i będzie to akurat płyta Lucifer. Niemniej jednak czyniąc odsłuchy z nieukrywaną satysfakcją, to nie mogę napisać pozostając ze sobą w zgodzie, że na dzisiaj Lucifer bardziej cenię od Blues Pills czy też Gentlemans Pistols. Gdzieś głos zarówno Ellin Larsson jak i Jamesa Atkinsona bardziej mi się klei do ucha i pasuje do tego rodzaju retro stylistyki. No nie potrafię zwyczajnie wykrztusić, że Johanna jest świetna, mimo że w takiej mega uroczej retro balladzie jak Cementery Eyes wypada zjawiskowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj