poniedziałek, 13 kwietnia 2020

The Gathering - Home (2006)




Tak się złożyło, że w roku wydania Home już daleko od bieżącego zainteresowania tym co w obozie The Gathering się dzieje byłem, więc premiera albumu chociaż została zarejestrowana, to potraktowana marginalnie i przez wiele lat potem tylko fragmentarycznie z ósmym krążkiem Holendrów miałem kontakt. Mimo ogromnego sentymentu do pierwszego znaczącego okresu ich twórczości (mam tu na myśli oczywiście zamieszanie jakie wywołał Mandylion) oraz nawet bardziej z perspektywy szerokiego planu rozwoju i szacunku dla ambicji czasów How Measure a Planet? i If Then Else, to gdzieś na wysokości doskonałego (jak dziś uważam) Souvenirs ciekawość moja zgasła i przez liczone co najmniej na palcach dwóch rąk lata trzymałem się z dala od krainy łagodności, czyli dźwięków, w których kobiece głosy dominowały. Coś się jednak teraz w tej kwestii znacząco odmieniło, a nie stało zasługą nagłej przemiany, a ewolucji poglądów i stopniowego przekonania, że kobieta w rockowej stylistyce też potrafi miast tylko rozczulić, to kopa właściwego sprzedać. :) Tak właśnie tropem wszystkich Szanownych Pań z retro rockowej stylistyki, ale też kilku innych rzeźbiących fantazyjnie w solowych odsłonach, często dalekich od typowej gitarowej galopady dotarłem poniekąd z powrotem do domu - tam skąd ponad dwudziestopięcioletnie rozpoznanie nieoczywistych rejonów muzycznych do dzisiaj z pasją czynię. Pełna kluczenia po różnych zaułkach podróż muzyczna moja trwa, a długa ewolucja w twórczości The Gathering (bardzo zbieżna z tą którą genialnie przechodziła też Anathema), zasługuje na ogromny szacunek, natomiast okres zamykający obecność w formacji Anneke van Giersbergen, to rozdział jak teraz myślę równie ciekawy jak te we wstępie wspomniane. Home bowiem roztacza cudownie subtelnie oniryczną aurę, nawiązując w poszukiwaniach inspiracji do klasyki spod znaku wydawnictw firmowanych przez wytwórnię 4AD. Nie jest to jednakowoż żadne ślepe naśladownictwo, gdyż Holendrzy mają własne rozpoznawalne brzmienie i charakter, lecz atmosfera jaką kreują na Home znacząco przywołuje w pamięci podobne obrazy tym budowanym przez formacje kultowej dla miłośników nastroju brytyjskiej stajni. Te wszystkie dostojnie pulsujące kompozycje z pięknymi melodiami w wyszukanym stylu tkające bogatą w ornamenty strukturę, w której subtelna elektronika żyje w symbiozie z gitarowymi akordami. Utwory nieco ambientowe, niejako transowe, odrobinę trip-hopowe, ale wciąż z poszanowaniem korespondujące z gotycką przeszłością - z wyobraźnią i wyczuciem organicznej tkanki będącej fundamentem tej emocjonalnej nuty. Ponadto z pełną kontrolą nie tylko nad kierunkiem muzycznego rozwoju, ale też z całościowo postrzeganym estetycznym zmysłem, dla którego szata graficzna staje się kolejnym spójnym walorem przekazu i przyciąga wzrokową uwagę. Mam nadzieję, że powrót do namiętnych odsłuchów albumów The Gathering nie jest oznaką starczego przywiązania do nostalgii i obsesyjnego rozpamiętywania jak to wspaniale ongiś bywało, a stanowi kolejny argument, który pozwala poszerzać horyzonty, bez względu na stereotypy. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj