Film na zamówienie, na
wyraźne życzenie dysponującego pokaźnym publicznym groszem prezesa telewizji NARODOWEJ.
Czy to mogło się udać, jak to mogło wyjść? Wyszło tak jak można było się spodziewać!
Wyśmiewany memami przed i po, zrównany z glebą niemal jednogłośnie po premierze
przez profesjonalnych krytyków, którzy z obowiązku musieli się z tym „dziełem”
zapoznać, ale też jak zdążyłem się w międzyczasie zorientować przez nawet w oczywisty sposób zaangażowanego emocjonalnie fana disco
polo bez mega entuzjastycznych ochów i achów przyjęty. A w sumie mógł to być
całkiem zmyślny, a przede wszystkim w przyjemnej formule rozrywkowy, bądź przy
odrobinie dobrych chęci ambitnie diagnozujący ludzi, czasy i miejsca film, gdyby nie (i tu tylko dwie/trzy z co
najmniej tuzina wad) niedopracowana realizacja i na kolanie napisany scenariusz
oraz kwestia fundamentalna - gdyby jednak bohater był postacią chociaż odrobinę
interesująca, a nie głupkiem wioskowym, który o zgrozo stał się w naszej ultra nonsensownej
zaściankowej rzeczywistości bożyszczem tłumów. Którego (o Jezusie, Maryjo i
wszyscy święci, jak to Hryniak z ekipą ukazał!) scena i biznes wokół niej utwardziła do konsystencji związanego żelbetonu
i uczyniła wytrawny graczem i odpowiedzialnym za rodzinę mężczyzną. Całkowicie
bezbarwna i pozbawiona charakteru to próba zresztą w najmniejszym stopniu realistycznie uzasadnionego wyniesienia
Pana Zenona niemal na ołtarze, a nie ukrywam, iż nazwisko reżysera, który
pojawił się jakiś czas temu w kontekście przygotowywanej biografii Tadeusza Kantora
(do tej pory, mimo iż minęło już kilka lat od zdjęć wciąż nieskończonej) wzbudzało nadzieję, że na wyrost tworzona biografia dzisiejszej mega popularnej
gwiazdy będzie filmem przynajmniej dobrym. A okazała się filmem jak prześmiewcy,
złośliwcy i wszyscy inni uznający się za lepszych od fanów disco polo czy też
dobrej zmiany prorokowali, nieznośnie płaskim. Zdaję sobie rzecz jasna sprawę, że
sporo gorszych rzeczy się kręci, ale to żadne usprawiedliwienie dla wydanych na
ten projekt publicznych pieniędzy!
P.S. Nie wiem czy Jan
Hryniak autosabotował (istnieje takie określenie?) finalny efekt i przedstawił
świadomie Martyniuka w tak przaśnie satyrycznym, czy też tak arogancko krzywym
zwierciadle. Jeśli tak, to wyszedł mu kapitalny sabotaż, który z punktu widzenia księgowości podsumowując i
tak zarobił na siebie i pewnie jakąś nadwyżkę dla kasy TVP załatwił. Mimo więc wszystko Prezes powinien być z tego paździerza zadowolony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz