poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Zenek (2020) - Jan Hryniak




Film na zamówienie, na wyraźne życzenie dysponującego pokaźnym publicznym groszem prezesa telewizji NARODOWEJ. Czy to mogło się udać, jak to mogło wyjść? Wyszło tak jak można było się spodziewać! Wyśmiewany memami przed i po, zrównany z glebą niemal jednogłośnie po premierze przez profesjonalnych krytyków, którzy z obowiązku musieli się z tym „dziełem” zapoznać, ale też jak zdążyłem się w międzyczasie zorientować przez nawet w oczywisty sposób zaangażowanego emocjonalnie fana disco polo bez mega entuzjastycznych ochów i achów przyjęty. A w sumie mógł to być całkiem zmyślny, a przede wszystkim w przyjemnej formule rozrywkowy, bądź przy odrobinie dobrych chęci ambitnie diagnozujący ludzi, czasy i miejsca film, gdyby nie (i tu tylko dwie/trzy z co najmniej tuzina wad) niedopracowana realizacja i na kolanie napisany scenariusz oraz kwestia fundamentalna - gdyby jednak bohater był postacią chociaż odrobinę interesująca, a nie głupkiem wioskowym, który o zgrozo stał się w naszej ultra nonsensownej zaściankowej rzeczywistości bożyszczem tłumów. Którego (o Jezusie, Maryjo i wszyscy święci, jak to Hryniak z ekipą ukazał!) scena i biznes wokół niej utwardziła do konsystencji związanego żelbetonu i uczyniła wytrawny graczem i odpowiedzialnym za rodzinę mężczyzną. Całkowicie bezbarwna i pozbawiona charakteru to próba zresztą w najmniejszym stopniu realistycznie uzasadnionego wyniesienia Pana Zenona niemal na ołtarze, a nie ukrywam, iż nazwisko reżysera, który pojawił się jakiś czas temu w kontekście przygotowywanej biografii Tadeusza Kantora (do tej pory, mimo iż minęło już kilka lat od zdjęć wciąż nieskończonej) wzbudzało nadzieję, że na wyrost tworzona biografia dzisiejszej mega popularnej gwiazdy będzie filmem przynajmniej dobrym. A okazała się filmem jak prześmiewcy, złośliwcy i wszyscy inni uznający się za lepszych od fanów disco polo czy też dobrej zmiany prorokowali, nieznośnie płaskim. Zdaję sobie rzecz jasna sprawę, że sporo gorszych rzeczy się kręci, ale to żadne usprawiedliwienie dla wydanych na ten projekt publicznych pieniędzy!

P.S. Nie wiem czy Jan Hryniak autosabotował (istnieje takie określenie?) finalny efekt i przedstawił świadomie Martyniuka w tak przaśnie satyrycznym, czy też tak arogancko krzywym zwierciadle. Jeśli tak, to wyszedł mu kapitalny sabotaż, który z punktu widzenia księgowości podsumowując i tak zarobił na siebie i pewnie jakąś nadwyżkę dla kasy TVP załatwił. Mimo więc wszystko Prezes powinien być z tego paździerza zadowolony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj