poniedziałek, 7 czerwca 2021

Dvne - Etemen Ænka (2021)

 


O jakżeż tu fantastycznie przymastodowiono cultoflunatycznie! Dlategóż jak się dobrze w prasie muzycznej pisze o drugim longu Szkotów, to jak najbardziej zasłużenie i nie mógłbym sobie darować by we własnej mikro przestrzeni blogerskiej nie zauważyć, iż coś o tak bliskich memu sercu konotacjach się pojawiło i mnie od pierwszego odsłuchu przekonało. Kupiło od startu mimo, że jakiś czas temu przerobiłem ekipę, która w podobnych klimatach intensywnie i z potężnym natężeniem dźwięku rzeźbi, lecz na dłuższą metę nie zdołała wkraść się w me łąski. Anciients pochodzący z jak pamiętam Kanady w te same rejony jest zapatrzony, lecz w jego przypadku fascynacje Mastodon tak mniej z Cult of Luna powiązane, a bardziej zerkające do przebogatej spuścizny Opeth z okresu przed artrockowego. Innymi słowy Dvne akurat kręci te swoje zapętlone riffy na granicy siarczystego sludge metalu i progresywnie do aranżacji nastawionego post metalu. Przekonuje hipnotyzująco rozwijanymi tematami głównymi i równie angażującymi wątkami pobocznymi. Stąd krążek o sporych rozmiarach czasowym nawet przez moment nie nudzi, choć zadatki formuła do mitrężenia czasu słuchacza posiada. Lecz riff i aranżerskie pomysły na jego wykorzystanie oraz rola instrumentów klawiszowych, które nota bene nie tylko do budowania atmosfery tła zostają zaangażowane, a przede wszystkim całościowa siła oddziaływania dźwięku natężenia, inaczej stopniowego nasilania bodźców brzmieniowych skutecznie pomaga unikać dłużyzn czy wręcz mielizn. Dźwiękowa ściana jest z rozmysłem budowana - zupełnie niechaotyczna, skrupulatnie uporządkowana progresywna jazda kapitalna robotę robi. Tak więc nuta nie gubi napięcia, bo ustawiczna dynamika akcji miejsca na rozprężenie szans nie daje. Instrumentalnie też wszystko gra jak trzeba, bo widać że muzycy to nie pierwsze lepsze szarpidruty, tylko już zaawansowani i wpatrzeni w najlepszych (patrz bicia perkusyjne a'la Brann Dailor) fachowcy. Jedyne do czego musiałem się przemóc to czyste zaśpiewy przywodzące na myśl charakterystyczny akurat dla jankeskiego brzmienia wokalu styl. To jednak drobiazg do którego błyskawicznie przywykłem i nie powoduje on już w odbiorze dyskomfortu, a przyjemność z obcowania z tak wymyśloną formułą jest na tyle duża, że nawet jakieś mankamenty nie robią znaczącej różnicy. Dvane nagrali krążek dający mi ogromny powód do satysfakcji, a jego koloryt stylistyczny, choć w żadnym wypadku odkrywczy pozwala patrzeć na przyszłość tej formacji z ogromnymi oczekiwaniami i na ich spełnienie nadziejami. Świetna robota, oby przy okazji kolejnego uderzenia ten żar nie przygasł, a impet nie wyhamował. Byłoby go zwyczajnie żal cholernie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj