poniedziałek, 22 kwietnia 2024

The Boys in the Boat / Ósemka ze sternikiem (2023) - George Clooney

 

Ależ ten Clooney ma ostatnio reżyserską serię i nie ma powodów uśredniając akurat, by się nią ekstremalnie zachwycać. Kręci albo obsesyjnie bezpiecznie, albo to po prostu podejście pragmatyczne, by się nie wychylając wciąż być na względnym topie, dzięki filmowej sztuce, która ze sztuką wysokich ambitnych lotów nie ma za wiele wspólnego. Podejrzewam też że może gość zawsze był jedynie poprawnym twórcą, tak zwanym potocznie wyrobnikiem bez oprócz łatwego ze względów rozpoznawalności wciskania się na szeroką listę ewentualnych nominacji oscarowych, żadnych większych ambicji, a to co bardziej mi się z jego kariery podobało (Good Night and Good Luck, The Ides of March, Suburbicon i ostatnio The Tender Bar), to tylko te produkcje oczywiste, ale z fajniejszym, zależnym od innych niż bezpośrednie reżyserskie wpływy szlifem. Ósemka ze sternikiem leży idealnie pośrodku tego co mnie kompletnie zawiodło, a tym co uważam za szczyt Clooney’a formy i nie tylko przez wzgląd na hollywoodzko zdatny temat do obróbki może być uznana za film idealny na niedzielne popołudnie spędzone w familijnym, dumnym z amerykańskich osiągnięć gronie. Historia autentyczna, historia motywująca i inspirująca w znaczeniu przyjęcia za pewnik, że Ameryka to kraj szansy do wykorzystania dla każdego w dorosłość wkraczającego, w rożnych dyscyplinach życia oraz historia napisana właśnie tak przez życie, iż niewiele jej trzeba dodawać, a tylko lekko wyszlifować na potrzeby zapewnienia całkiem niezłych przychodów z multipleksowych biletów. Tym podobnych akcji w kinie mainstreamowym było mnóstwo i absolutnie Clooney’owi nie brakowało wzorców do odwzorowania aby jego idealnie odnalazła się w guście niedzielnego kinomana. Rzecz w tym że czasami zdarzały się wyjątki, które prócz banalnych schematów proponowały też jakąkolwiek oryginalność, czy wręcz emocjonalnie porywające kulminacje, a tu czas podczas seansu płynie, człowiek gapi się w ten ekran i zbyt często odpływa w myśli kompletnie nie związane z opowiadaną historią, więc napisać iż obejrzałem coś dla mnie ważnego, co zostanie ze mną byłoby odpowiednikiem zakochania się w kimś z kim przebywając, myśli się co by tu jutro zrobić bez tej osoby ekscytującego, chociaż w tym momencie jest bezpiecznie i bardzo miło, a dodatkowo uroda darzonej uczuciem partnerki, taka która podoba się w zasadzie wszystkim, ale pośród babeczek z większym charakterem, a mniejszymi lub bardziej wyrafinowanymi walorami estetycznymi, po prostu zanika się w tle. Ciekawe czy jasno dałem do zrozumienia, że spoko spoko, ale no przecież życiem trzeba się zaciągać, aż się we łbie zakręci, a nie sobie tak je pykać, by jutro nie pamiętać co się wczoraj robiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj