czwartek, 25 kwietnia 2024

Freud's Last Session (2023) - Matt Brown

 

Anthony Hopkins zagrał już niemal wszystko, wszystko doskonale i w wieku staruszkowym też jak się okazuje idealnie odnajduje się w rolach mędrców, zatem jego wybór do roli Sigmunda Freuda nie jest zaskoczeniem, a obok niego charakterystycznie dystyngowany Matthew Goode, również w swojej postaci nie wygląda na wybór nietrafiony, więc jeśli nie jest to nawet jakiś wyjątkowy popis warsztatowy obu, to nie ma po seansie poczucia braku satysfakcji na tym fundamentalnym dla sztuki filmowej poziomie. Gadają, wymieniają poglądy i mnóstwo z dialogów wylewa się wzniosłej mądrości, lecz atrakcyjności tym deliberacjom niestety brakuje i gdy nawet człowiek ceni te figury filozoficzno-psychologiczne w kontekście kwestii metafizycznych (Bóg jest vs. Boga nie ma) i jest ogólnie tematem zainteresowany, to sposób w jaki scenariusz tenże przedmiot debaty zagospodarowuje, jest nużący, bez emocji – bo to tylko akademicka zimna analiza plus może ambitna, ale nie udana podbudowa powiązana z życiorysami profesorstwa. Poza tym gdzieś chaotycznie dodawane są wątki i skoki raz do retrospekcji, innym razem poza spotkanie dwóch wybitnych umysłów do ich żyć osobistych teraźniejszych, powodując irytujący zamęt i urywanie tychże kluczowych by się wydawało wątków. Czas i miejsce akcji (początek brytyjskiego września 39), to też ciekawy kontekst dosłownego schyłku życia i rzecz jasna pochodzenia narodowego Freuda, ale i również temat jaki wybija po prostu z rytmu właściwej dyskusji, szczególnie właśnie gdy marginesy i retrospekcje bez większego ładu i składu w każdy kąt nawtykane. Może to nie jest strasznie ciężki kloc, ale jestem jednak po jego uniesieniu mocno wyczerpany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj