Nie będąc miłośnikiem filmów Wasilewskiego, nie mogę jednak nie ulegać pokusie oglądania jego kolejnych nowych obrazów. Dziwi mnie to tym bardziej, że każdy seans to rodzaj skompresowanego cierpienia i wręcz wprost masochistyczna przyjemność - boję się zatem cholera siebie i o siebie! Możliwe że lubię się nimi krzywdzić ale oceniać nie przestaję w miarę surowo, bo fakt ma gość dobre oko i optycznie każda jego całościowa praca i z operatorem w detalach współpraca, to naprawdę jest wysoki poziom, lecz żeby człowiek równie absorbująco opowiadał, to już nie tak do końca. Proponowana narracja wizualna i tematyka serwuje tak klimat przygnębienia jak i brnięcia w totalnie upodlającą autopsję życia bohaterów, którzy na własne życzenie częstokroć doprowadzili swój świat do takiego depresyjnego stanu. Pamiętam ostatnie dwa głośne Wasilewskiego tytuły i były to filmy idealnie również potwierdzające takowy stan rzeczy, a Głupcy zwyczajnie jak na reżysera, bowiem apatycznie kontynuują konsekwentny pochód jego ścieżką bolesną, portretującą miłość dla postaci bezwzględną. Patrzę, śledzę rozwój wydarzeń i od początku jestem przymuszony aby wszystkiego istotnego się jedynie domyślać i choć niby nie jest trudno, to jednak wciąż z przekonaniem wydaje mi się jestem świadkiem sytuacji, które bez odrobiny złych intencji można nazwać patologicznymi. Konsekwencji decyzji dorosłych ludzi, jacy pod wpływem ekstremalnie niezrozumiałych decyzji świadomie skomplikowali życie nie tylko sobie ale i istotą niewinnym z ich otoczenia najbliższego (no jprdl, przecież niewiele bardziej ekstremalnych wyzwań sobie mogę wyobrazić ponad opiekę nad wyjącym z bólu psychicznego i fizycznego wyrzutem sumienia) i wszystko co taką potworną reperkusją w imię poddania się uczuciu, ale takiemu które właśnie jest bezdyskusyjnie akurat tym razem wbrew naturze i zdrowemu rozsądkowi. Przebił Tomasz poprzednie kontrowersje z hukiem i nie został poklepany przez widzów, ani krytyków za odwagę.
P.S. Scenografia - ona po seansie pozostaje w pamięci, a w jej centrum wzorzyste tapety, zatem pytam czy Wasilewski chciał trochę nie tylko wizualnie w styl Almodóvara zagrać? Tylko to nie jest południowe, czyli gorąco słoneczne, a bardzo północno-wschodnie zatem tak uroczo też tandetne, ale chłodem jednak mocarnym smaga. Inspiracja hiszpańskim mistrzem to również przyroda, a ja nie powiem że słabo na przykład wyglądają te sceny z kamienicy z widokiem na morze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz