środa, 11 września 2024

Petrovy v grippe / Gorączka (2021) - Kiriłł Sieriebriennikow

 

Niezły odjazd (to stricte o filmie) i niezły numer (o sytuacji), gdyż to ostatni chyba ruski film od ruskich (wiem, pieniądz też w nim zachodni) jaki trafił na poziom oficjalnej selekcji Festiwalu w Cannes (konkurs główny), bo chyba póki co trudno sobie wyobrazić że coś kinematograficznego z kraju agresora mogłoby zostać z entuzjazmem oficjalnie w Europie Zachodniej przyjęte. Prawidłowe, bardzo ludzkie zachowanie, nie mam pretensji mimo że rosyjskie (jeszcze wtedy) filmy były często bardzo wysokiej jakości europejskim kąskiem. W sumie brak mi wiedzy co się teraz tam na wschodzie kręci i kto może kręcić, bowiem raz propaganda dwa zamordyzm, więc i prawdziwi wolni chociaż względnie artyści zaistnieć nie mogą. Do rzeczy jednak i zamiast polityki oraz wylewania żalu z pogardą, to o sztuce, choć sztuce z konkretnym kontekstem społeczno-politycznym. Petrovy v grippe jest faktycznie brawurowo zainscenizowanym i imponująco rozkręconym komentarzem. Komentarzem do rzeczywistości rosyjskiej z jak domniemam już lat dwutysięcznych (wiek bohatera), tylko w formie artystycznej i dla usprawiedliwienia jak i zwodzenia w formule lekko surrealistycznej - niemniej jednak bardzo brutalnej prosto na szczenę wyprowadzonym półprostym. Reżyser opowiada historię widzianą niby w malignie i łączy to co podpowiada majacząca wyobraźnia z tym co myślę bardzo realne, lecz wypierane, bo trudne naturalnie do zniesienia. Realia surowe, wymagające - totalna niemal anomia, dzika transformacja, która jak dziś już wiemy zmieniła oblicze tamtej ziemi wyłącznie pozornie. Litry alkoholu, psychiczne zaburzenia jako ucieczka od tu i teraz - traumy postsocjalistycznego radziecko-rosyjskiego miasta. W roli głównej postać ludzka, mimo tego obiektem zjadliwej analizy ojczyzna wielkiej kultury i kraj kompletnej moralnej degrengolady. Przemocy i beznadziei na co dzień, a bujanie w chmurach intelektualnego artyzmu od święta. Prania mózgów na poziomie mega zaawansowanym i frustracji zinternalizowanej jako najbardziej zwyczajnej cześć osobowości na spółę z wtopioną w jej strukturę mentalnością niewolnika. Czy to Rosja carska, ZSRR czy dzisiejsza żałosna rosyjska federacja, żadna jeśli idzie o pryncypia różnica - tylko otoczki czasowo nieco różne. Mądre, głębokie i w nieoczywisty sposób błyskotliwe, a do tego świetnie wyreżyserowane kino – kompletnie nie dla każdego, stąd prewencyjnie odradzam. :) Mógłbym ponadto kąśliwie napisać, że Ari Aster robiąc Bo się boi nie omieszkał się na nim wzorować, ale nie wiem - kto go tam wie, jednak ja czuje tutaj podobny vibe, szczególnie w tych podróżach do dzieciństwa, tudzież zerkając zahipnotyzowany w głąb quasi trójwymiarowego plakatu, aczkolwiek skrajnie różna mentalność miejsca zmienia radykalnie punkt widzenia i siłę oddziaływania. Zmienia! Fakt!

P.S. Podobało mi się jeszcze w jaki sposób żyje tutaj światło. Sztuczne intensywne, wyraziste światło, w świecie brudnej szarej egzystencji. Fajnie, że nie zapomniałem tego dodać. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj