Slapstickowe, futurystyczne, z początku kariery oryginalne nawet jeśli poniekąd zapożyczane kino Allena. Jedna z pierwszych i od razu skutecznych allenowych prób w branży zabłyśnięcia i patyczak tutaj taki uroczo smarkaty, czyli Woody jeszcze bardziej energiczny, jeszcze bardziej w swoim dowcipie dosadnie błyskotliwy i nie biorący jeńców w kwestii poglądów polityczno-społecznych, które ze swadą (czytaj płynnością i potoczystością) krytykował, bo się z nimi maksymalnie świadomie nie zgadzał, ale robił bekę nie tylko z konserwy żeby może było dla równowagi, a może bardziej, że z prawej czy lewej skrajności kupa śmiechu. Allen aktorsko wyborny, popisowy wręcz choreograficznie i nawet jeśli oglądany obecnie, to charakterystycznymi pozami z dzisiejszej perspektywy niezaskakujący, to mimo to bezdyskusyjnie genialnie sugestywnie porywający. Temat hibernacji, około "co by było, gdyby się w przyszłości obudziło?" temat oklepany, ale w tym przypadku bardzo jakiś i bardzo zapadający w pamięć, rzekłbym wybijający się spośród konkurencji. Allenowska bardzo mało dosłowna popularno-naukowa, w sensie mega umowna, maksymalnie zdystansowana i przekozaczna tym samym (orgazmotron) komedia/satyra, zrealizowana po taniości lecz z pomysłem dekoracyjnym, więc plastycznie za bardzo nie miało się tutaj co zestarzeć, skoro już wtedy wyglądało z założenia groteskowo. Ponadto dla odmiany świetny poważny też materiał do analizy historycznej, bowiem sporo powyżej podkreślonych i w fundamencie scenariusza przemyconych odniesień do amerykańskiej ówczesności i pod warstwą satyrycznej swobody błyskotliwej analizy, jak i wreszcie co podpowiada opis z plakatu fajny, bo przekomarzający się z widzem romansik. Bowiem najbardziej to Diane Keaton przecudna, osobowościowo i fizycznie zniewalająca. Przecudo przeuroczo się złoszczące - taką uwielbiam i teraz sobie uświadomiłem, że przed mi najdroższą Carey Mulligan z Inside Llewyn Davis tylko Diane na pierwszym stopniu pudła do zakochania mógłbym postawić. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz