piątek, 27 września 2024

Club Zero (2023) - Jessica Hausner

 

Pierwsza refleksja (trochę w związku, trochę nie - bo taka nadarzyła się okazja), że dzisiaj młodzi inteligentni, a tym samym współcześni myślę intelektualiści dzielą się poniekąd na: a) do obrzydzenia poprawnych politycznie, więc i małpujących niestety wszystkie nowe trendy postępowców i b) na karykaturalnie prześmiewczych, kontestujących i ironizujących wszystko i wszędzie (już na początku swojego życia zgorzkniałych) wyznawców sarkazmu praktycznego - w sumie z płynną i przenikającą się linia podziału pomiędzy nimi. Kolejne intrygujące wnioski już wprost powiązane z tytułem, a pośród nich między innymi konstatacje o przede wszystkim be konsumpcjonizmie, dyscyplinie vs. samodyscyplinie czy empatii wręcz groteskowej oraz poczuciu winy wywoływaniu - grzechu charakteru wdrukowywaniu. Bowiem nowe, starannie przemyślane i zaczepne dzieło filmowe Jessiki Hausner o patoświadomości opowieścią. O mechanizmie paradoksalnie szeroko otwartych oczu ale patrzących refleksyjnie w tylko jednym kierunku. Każda inna perspektywa totalnie ze świadomości wyrugowana, co tą jedyną słuszną czyni w zasadzie sekciarską. O tym głównie, ale nie jedynie, bowiem obok równolegle produkowane problemy tzw. wprost wynikające, a i tematykę bardzo mocno poszerzające, stąd poddać analizie Club Zero, to wpaść w otchłań niekończących się deliberacji wewnętrznych samego ze sobą i najgorzej zewnętrznej dyskusji z przedstawicielami innych perspektyw, nurtów światopoglądowych, wrażliwości czy najzwyczajniej różnych możliwości percepcyjnych, tudzież na perswazję poziomu podatności - bo Club dzieli i skłóca. Skomplikowana materia niby, a jednocześnie osadzona na fundamencie oczywistych metod i technik podszeptywania. Gdyż Club Zero pije do raczej oczywistości, czyli godnych potępienia bowiem ogromnie szkodliwych perfidnych mechanizmów oddziaływania, wpływania na postawy i przymuszania do nich podstępnie, korzystając z ideologii miłości, szantaży emocjonalnych czy stygmatyzowania. Posuwania się do granic absurdu z pełnym przekonaniem o szlachetnych i właściwych intencjach. Poddani owemu praniu mózgów niby przeżywają bo analizują, ale emocji nie znają. Zamiast czynić bardziej ich ludzkimi kreuje się egocentrycznych mechanicznych zombiaków, szczerze i narcystycznie przekonanych o swojej wyjątkowości na zasadzie wiem lepiej, bo zostałem oświecony co (powiedzcie mi) czy pozwala ich odróżnić od religijnych sekciarzy? To pytanie między innymi myślę bardzo skutecznie próbuje Hausner zadać i czyni owe o ekstremizmach w nieoczywistych kwestiach rozważania niezwykle interesującymi, szczególnie iż jej technika narracyjna to samo gęste. Kocham taką uroczo przerażającą kąśliwa metodę, z bardzo poważną miną w formie satyry uskutecznianą. Kocham ją za celne kłucie tam gdzie zero odporności na krytykę. Kocham za systematyczne popularne skrobanie marchewki i wzrok bardzo zdziwiony, gdy skrobany się odwraca z pretensją. Kocham poza tym za całokształt quasi "lanthimowskiej" maniery narracyjno-wizualnej i kocham za powyższe nawet jeśli uważam iż jest to strategia oparta na podglądactwie, ale podpatrywać i wzorować się jednako potrafiąc zrobić „swoje” przekonująco, to znacznie mniej gorzej niż szablonem próbować oddziaływać, lecz kompletnie bez intensywnego smaku i zapachu. Kocham za potężną dawkę sugestywnego chłodu, w scenach które podobnie jak u wspomnianego mistrza Lanthimosa ryją i rozsadzają banię oferując mi mega przyjemne przekornie odczucie. Kocham kocham kocham też w tymże akurat przypadku dlatego że paradoksalnie tak oburza nowoczesnych lewaków, którzy za cholerę dostrzec nie potrafią tak często własnego komizmu i z klapkami na oczach niby w postępowym baranim pędzie i z oślim uparciem realizują narzucając swoje niebezpieczne wizje w formie pomysłów, co niczym nie odróżnia ich od podobnie w sensie natężenia, choć w detalach oczywiście inaczej zatrważająco przezabawnej konserwy. Kocham wreszcie Club Zero za muzykę z tła - raczej mało standardowo opracowaną i polecam całościowo jako cudownie niepokorną lekcję jak odważnie obnażać niemal patologiczne odpały w środowiskach z którymi się w zasadzie utożsamiamy. Ja bym za ten film Hausner ozłocił, jednak jak widzę po reakcjach - radykalni czują się przez nią obrażeni, bo jak tak mogła!

P.S. Nawet szanowani postępowi światopoglądowo filmowi krytycy w większości nie byli na Club Zero gotowi - zastępczo zje**** za formę nie za treść, a przecież czuć w tym ich zje**** smrodek dochodzący od tego co ich naprawdę uwiera. Żałosne moi drodzy. :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj