Gdyby zamiast jedynie dawać w sieci przestrzeni rekomendację, ktoś dodałby że to co zobaczę będzie bolało, to pewnie bym omijał, tym bardziej że na tytuł nie czekałem, bo nie znalem absolutnie twórczości osoby za kształt estetyczny Blaze odpowiedzialnej. Ktoś gdzieś napisał, a ja na tą wypowiedź trafiłem – zaintrygował najzwyczajniej przekonując finalnie, a ja teraz szczerze pisząc mam bardzo mieszane odczucia, bowiem temat budzi obawę bądź wprost lęk i sposób jego opracowania jak się okazuje powoduje dziwnie miast poczucia niepokoju bardziej konsternację, a nawet irytację, że fantazja scenarzystkę i reżyserkę nazbyt poniosła, chociaż swoboda interpretacji naukowo nadal niezbadanej, bo psychologicznie osobistej sytuacji nie podlegająca jest dyskusji. Przeżywanie traumy przez dziecko którego umysł naturalnie ucieka w świat fantazji nie może mieć ścisłych ram i dowiedzieć się wprost jak takiż proces wygląda praktycznie niemożliwe – gdybamy i tyle. Tylko że jedno to pomysł fabularny i koncepcja tematyczna, a drugie sposób realizacji, jaki tutaj pozbawiony czucia - raczej artystycznie męczący. Ciekawe składniki, jednak sposób przyrządzenia ciężkostrawny. Rytm chaotyczny, jakby z pozlepianych bez aranżacyjnego flowu elementów. Coś co mogło być czymś znacznie bardziej angażującym, okazało się mimo kilku czynnikowy godnych powściągliwych komplementów, niestety przeciętną próbą osiągnięcia wysoko ambitnego celu. Mnie rozczarowało, bo wmówiono mi ze przeżyję kinowe doświadczenie bardziej duchowo przemyślane. Poniekąd zszokowało, tak samo zniesmaczyło i przez cały seans praktycznie odpychało. Mnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz