Bycza obsada mnie zaskoczyła, a znałem ze słyszenia tytuł i tytułu długo unikałem, gdyż odstraszała opinia o przeintelektualizowanej koncepcji, choć jakimś cudem nie wiedziałem że taka po byku liga tu występuje. :) Projekt bardzo oryginalny (niby dokument, a opowiedziany z aktorami, a nie autentycznymi bohaterami zjawiska) jakim folk rock rozpopularyzowany przez Boba Dylana. Niby na faktach z życia tegoż, ale co intrygujące nie potraktowanych tak dosłownie, pomimo iż w pewnym zagmatwaniu to zasadniczo ciekawie ubranych w połączone wątki z różnych miejsc, między innymi bluesowej czarnej Ameryki z lat pięćdziesiątych i londyńskiej sceny z kolejnej dekady. Te dwie polówki jednego jabłka mimo iż wizualnie zupełnie inaczej obrobione, to spajające się w jedną formę z merytorycznym klejem, lecz w sumie to jeszcze nie wszystko, bo postaci, a dokładnie wcieleń/interpretacji dylanowskich tej trochę tak, a trochę nie biografii wiele i za każdą kryje się nie tyle znany aktor lub aktorka, ale i sama przemyślana historia - może nie nazbyt szeroko przedstawiona, być może tylko liźnięta powierzchownie, jednako dla zrozumienia sensu ważna. Niestety plątanina mito-stereotypów i odsłanianych w formie interpretacji tajemnic związanych z osobą Dylana, a tym bardziej konwencja niejednorodnej narracji przeszkadza w jasnym zrozumieniu treści, więc i kogoś kto w detalach z życia bohatera niewystarczająco biegły może zmęczyć i sprowokować do zadania pytania - po cholerę aż tak mętnie? Z drugiej strony jeśli natomiast człowiek miłośnikiem twórczości króla uduchowionego i społecznie wrażliwego folku, to uzasadniona wątpliwość po cholerę tak o nim skomplikowanie, kiedy Dylan raczej w kierunku upraszczania, a nie nadinterpretowania w swojej sztuce podążał. Na szczęście atmosfera sporo chwil zagubienie wynagradza, bowiem jak na obraz o scenie muzycznej i muzykach z klimatem artyzmu i rockowej nonszalancji, z cały czas niemal równolegle do opowiadanej historii wizualnie podkręconymi kawałkami z gatunku może dać przyjemność na poziomie słuchu i wzroku. Mimo scen zainscenizowanych, też trochę w koncepcji optycznej archiwaliów, a te które nimi nie są, w wielu przypadkach takież też plastycznie przypominają. Zatem jako mało wkręcony w dylanowskie pieśni i życie, widzę i słyszę nie same plusy, nie wszystko ogarniając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz