niedziela, 1 września 2024

One Life / Jedno życie (2023) - James Hawes

 

Jeśli nie znasz szczegółów otaczającej podłości, to sam ogół wiedzy nie powoduje że nie radzisz sobie z ciężarem tejże. Jeśli nie poznasz osobnych historii z tych tysięcy istniejących, to wiedza że czyjeś okrucieństwo powoduje czyjeś cierpienie, a ty możesz jemu w jakikolwiek skuteczny względnie sposób przeciwdziałać, nie będzie Ci spędzała snu z powiek. Łatwiej zatem trzymać się na dystans i przytłaczająca większość z nas (podnoszę rękę) naturalnie taką strategię przyjmuje, obawiając się, iż nie udźwignie odpowiedzialności mentalnie i praktycznie fizycznie, a tylko bardzo mały procent jest zdolna do heroizmu w walce z potwornościami które człowiek człowiekowi czyni. Dotyczy takiż mechanizm codziennych drobnostek, tak samo jak ekstremalnie wszystkich wojennych sytuacji, a w naszej polskiej rzeczywistości najbliższym sumieniu wydarzeń z czasów hitlerowskiej okupacji oraz współcześnie tego co na wschodzie uroił sobie kolejny dotknięty obłędem autorytarny przywódca. Przyglądając się historii Nicholasa Wintera (przekonujący Hopkins i równie rzetelny w roli Johnny Flynn) myślałem automatycznie o wydarzeniach tak na granicy białoruskiej jak i ukraińskim eksodusie i wszystkim tym na co narażeni są ludzie jacy pochodzą z miejsc konfliktów - marząc zazwyczaj jedynie o bezpieczeństwie w miejscu gdzie mogliby żyć spokojnie i zabezpieczyć takież własnym dzieciom. Nie wiem czy wprost można porównywać te konteksty i praktyczne wymiary, ale wiem że z perspektywy funkcjonowania w poczuciu względnego spokoju nie mogę też deprecjonować wartości życia jakiegokolwiek i bez praktycznego doświadczenia jednoznacznie określać powagi konkretnych warunków. Wstęp przydługi lecz takie skojarzenio-odczucia mi towarzyszyły i się sam ze sobą nimi dziele, gdyby kogokolwiek one nie interesowały i nie przymuszam a jedynie zachęcam, aby także swoje sprawdzić pogłębiając osobistą wiedzę o przytoczony w Jednym życiu przypadek. Obejrzeć najzwyczajniej któregoś komfortowo leniwego popołudnia bardzo klasyczny i bardzo szlachetny obraz, który z natury jest czymś w rodzaju emocjonalnego quasi szantażu, jednakowoż wobec jakiego nie mam odrobiny pretensji że łzy wymusza, bowiem czyni to z umiarkowanym pretensjonalizmem i przede wszystkim ze szlachetnymi intencjami, podkreślając także kluczowe pryncypia, nie gmatwając kwestii rozterek nadmiernie. Podpowiem przed seansem, iż Nicholas Winton był kimś w rodzaju brytyjskiego Schindlera pomagając uratować setki młodych istnień, poprzez pomoc w wywiezieniu żydowskich dzieci z okupowanych terenów Czechosłowacji w roku 1939 i oddając je pod opiekę brytyjskich rodzin, w założeniu przysposabiających je na czas wojny. W dwóch okresach obserwujemy wydarzenia, właściwego z roku 39-ego oraz wspomnieniowego z bodaj połowy lat osiemdziesiątych, gdy działalność Wintona zostaje szeroko upubliczniona dzięki ówczesnym mediom. W zasadzie to wszystko co podpowiem - reszta to już bowiem silne uczucia wywołujące wzruszenie. Nie byłem w stanie przed nimi uciec i uważam, iż należy je zachować dla siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj