wtorek, 10 września 2024

Kobieta z... (2023) - Małgorzata Szumowska, Michał Englert

 

Kolejny film Szumowskiej, a tym bardziej jeśli to po polsku film Szumowskiej, to ja się już boję, gdyż można się spodziewać poniekąd lekkiego dziwoląga, bo akurat Małgośka to konteksty historyczne nasze ojczyźniane nie do końca tak biegle wplata. Stąd raczej zamiast subtelnych odniesień spodziewałem się po raz wtóry grubego ociosania. Szumowska zawsze ambitnie, zawsze podejmując trudne tematy, bądź stając w obronie uciemiężonych i nie można o jej obrazach powiedzieć że nie są jakieś, ale nie ma co prawdy zaklinać, Polską rzeczywistość jaka istotnym tłem, ogarnia raczej stereotypowo - wedle takichże niestety potocznych znaczeń. W najnowszym swoim obrazie myślę nie odcina się od tego rodzaju rutyny, ale i pozornie bardzo ważne tło społeczno-historyczne nie odgrywa tu nazbyt chyba zasadniczej roli. Ono jest, ono ma wpływ niebagatelny (schyłek peerelu, transformacja, dzikie lata przełomu wieków i wreszcie zeuropeizowanie względne), ale raczej jego charakter i oddziaływanie wplecione tym razem bez totalnej łopatologii praktycznej. Mimo to towarzyszący jej po raz pierwszy w roli współreżysera Michał Englert w oraz nasza młodsza eksportowa Agnieszka Holland po tymże konteksto-tle jednak tylko się świadomie prześlizguje, a winę ponosi lichy scenariusz, lub może jego konstrukcja chroni zapędy reżyserki przed przerostem czegoś w rodzaju "pojęcie mam liche, ale będę udawała iż jestem ekspertką". Koncentracja z konteksto-tła historycznego zostaje w miarę właściwie przeniesiona na przeżycia emocjonalnego bohatera/bohaterki i jego/jej zaburzeń (jakby chciała konserwa) tożsamości seksualnej, czy jak woli postępowa centro-lewica błędu natury poprawianego przez człowieka. Emocjonalnie wygląda wszystko jak na "szumowczyznę" całkiem przekonująco, ale naprawdę to zasługa dobrej obsady i w tym segmencie przeżyć dziać się zaczyna dopiero w konsekwencji rozwoju wydarzeń, z biegiem czasu i ha ha wraz ze zmianą aktorów - czy płynną, jednakże mam wątpliwości. Joanna Kulig potrafi także w tym przypadku wejść w szarżę i kiedy wchodzi w akcję stanowczo, a robi to tym razem ilościowo oszczędnie, jest zarazem gorąco i lodowato, tak że być może ciary i poty zarazem. :) On Andrzej/Alina Mateusz Więcławek jest aktorsko przygotowany bez zarzutu, jednak wbicie się w jego postać Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik zrywa ograniczenia i okoliczności targają rolą i często wpychają siłą rzeczy aktorkę na bandę, a ona robi takie figury, że unika po bandzie zjazdu. Innymi słowy pierwsze dwa kwadranse są tylko preludium do właściwych półtorej godziny filmu, w którym Szumowska dzięki zaangażowaniu odpowiedniego warsztatu aktorskiego robi prawie bardzo dobre kino. Strasznie mi przykro (niech to szlag po raz enty) kino które szkoda że sama psuje jakimiś w tym przypadku akcjami typu kompletnie przegiętej epizodycznej zmiany głosu, tudzież tym paradokumentalnym nieco fragmentem z autentycznym spotkaniem osób po tranzycji. Uważam że jedno jest groteskowe, a drugie wyraźnie nie spina się z pozostałym właściwym obrazem - jest wciśnięte jakby na siłę i w sumie zagrane przez przygotowany warsztatowo skład wypadłoby paradoksalnie bardziej naturalnie. Najgorsze jednak, że powstał film bez mocnego rytmu, jakby kilka razy pobudzany, który co już naj najgrosze, nie wiem czy dobrze w kraju alergii na inność przysłuży/przysłużył się sprawie - niekoniecznie przez sugestywny tytuł prowokujący. Na Szumowską bodaj Ci do których powinien trafić i potrząsnąć ich człowieczeństwem mają myślę alergię. Do pewnego stopnia ich rozumiem - kompletnie się jednocześnie z ich światopoglądem w sprawie nie zgadzając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj