Moi obecnie naj naj najulubieńsi muzyczni Norwegowie wydają swoje albumy jakby byli w ciągu, a przerwy choć niekoniecznie pedantycznie równe, w moim przekonaniu robią wrażenie bardzo systematycznych i cokolwiek by nie napisać o zawartości wydawanych krążków (bowiem nie każdy może jak ja być wobec nich wręcz bezkrytyczny), to nikt zorientowany nie odmówi zespołowi żelaznej konsekwencji w przemyślanym rozwijaniu stylu. Ostatnie dwa albumy były szczególnie doskonałym przykładem fantastycznego planu i ogromnego talentu wspomagającego owego realizację, a ja po pierwszych informacjach na temat nadchodzących Melodies Of Atonement zastanawiałem się czym mogą jeszcze ewentualnie zaskoczyć, co do wybitnego jakościowo już stylu dodać aby wznieść się na kolejny poziom ewolucji i nie mam tu na myśli jakiegoś mnożonego w postępie geometrycznym, zatem przełomowym poszerzania fanbazy. Myślę że do kogo mieli dotrzeć i kogo swoją twórczością tak zaciekawić jak poruszyć to w decydującym stopniu już do tej pory to uczynili, a nie życzyłbym sobie aby ich popularność poszła w skalę powszechną - czego raczej nie ma potrzeby się obawiać przy nucie wymagającej. Bardziej realnie boję się iż motywująco-inspirujący fundament i potencjał w postaci chemii pomiędzy muzykami nagle się wyczerpie, a niewątpliwa wyobraźnia muzyczna pogoni ich w różne strony, bądź jeśli dotrą, tudzież poczują iż dotarli do umownego kresu tego czym jest i mógłby jeszcze być Leprous, to zajmą się różnymi innymi osobnymi projektami - co po prawdzie żadną tragedią jednak nie będzie. Więcej doskonałej nuty od każdego z fantastycznych instrumentalistów i coś dodatkowo intrygującego od wokalisty przyjąłbym z otwartymi ramionami, więc gdyby prorokować i wiązać z proroctwami nadzieje, to chciałbym od tak Ejnara jak i jego ziomków czegoś na podobieństwo budowania karier równoległych. Ejnar zrobił już w tym kierunku pierwszy krok, a jego debiutancki solo album ja akurat zaliczam do grona najlepszych materiałów jakie usłyszałem w zeszłym roku. Tyle gdybania - wróżenia mimo pewnych jasnych przesłanek jednak z fusów! Pora na konkrety w sprawie Melodies Of Atonement! :) Rzeczony zdaje się w porównaniu z poprzednikami być bardziej stonowanie epicki, rozwijający paradoksalnie tematy jeszcze intensywniej progresywnie, czyli w sensie rozbudowany i podniosły ale bez przekraczania rzecz jasna granicy dobrego smaku, a pomaga w tym elektro zacięcie miast wpychania do aranżacja wyłącznie klawiszowych pseudo orkiestracji oraz walor biegłego używania wioseł w celu dopieszczania świetnych melodii, które nota bene nie są jedynie rezultatem biegania paluszków po gryfach, ale też dzieckiem wspomnianych syntezatorowych inklinacji. Jednako gdyby zabrakło w kompozycjach z Melodies Of Atonement kluczowego groovu czy bogatych linii wokalnych, to nic by nie pomogły zapewne podkreślone elektro zabiegi, bo bez odpowiedniego nerwowo pulsującego vibe'u żadna konstrukcja epicka nie jest w stanie się obronić przed zarzutem kiczowatej nader miałkiej egzaltacji. Leprous taka sytuacja absolutnie nie grozi, bowiem Leprous ma w składzie czującego groove pięknie basistę i przede wszystkim GENIALNEGO pałkera, którego daje sobie odebrać prawo do osobistych wycieczek refleksyjnych w temacie muzy i filmu jeśli nie zazdrości większość ambitnym zespołów progresywnych. To skarb gigantyczny, ale każdy z członków Leprous jest częścią składową którą trudno byłoby zastąpić bez szkody dla efektu kompozycyjnego, a póki każdy z muzyków czuje potrzebę rozwoju nie byłoby sensu myśleć o jakichkolwiek zmianach. Obecny album udowadnia że nie ma na razie mowy o nawet odrobinie stagnacji - słucham Melodies Of Atonement od kilkudziesięciu godzin niemal na okrągło i te indeksy naprawdę (ręka na sercu) z każdym podejściem odkrywają na nowo przede mną swoje cudne tajemnice, aż robię wielkie oczy i żuchwa mi z wrażenia opada, że jeszcze chwile temu miałem do czynienia z tymi samymi numerami, które słyszę i czuję obecnie szerzej głębiej i mam ciary - a za ciary muzyczne jestem w stanie oddać wiele. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz