poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Rammstein - Rosenrot (2005)

 

Posiadali materiału podobno zatrzęsienie, a że jego wartość zarazem już chwilę wcześniej wydanego i "odrzuconego" według nich była podobna, to błyskawicznie po sukcesie Reise, Reise pojawił się Rosenrot. Album wypełniony jak wieść niesie numerami właśnie "odrzutami" z czasu sesji poprzedniczki okazał się podobnym sukcesem komercyjnym, jak ten co zadowoliło bardzo bardzo fanów przed zaledwie rokiem. Szybko i skutecznie, a też jak przyzwyczaili kontrowersyjnie teledyskowo (Mann Gegen Mann) czy fabularnie z rozmachem (tytułowy Rosenrot) z łatwością uwagę branży przykuwająco, więc nie można Rosenrot nie nazwać sukcesem tymże, jakby bliźniacze podobieństwo mega chwytliwych i stosunkowo balladowych kompozycji raczej na nudę podczas odsłuchów skazywało, lecz jak ktoś kocha bezkrytycznie ten „ramsztajnowy” puls i kołysanie w hymnicznym tonie, to nie ma bata - nie będzie na Rosenrot narzekał. Porządny album nic więcej według mej opinii - raczej stan stały w karierze Rammstein, a i aby być uczciwym pośród indeksów nie trudno znaleźć takie które jeszcze bardziej niż ogólnie album mogą w uszko powpadać. Spring, Wo bist du, ale też w kontrze opadające napięcie w końcówce albumu czy pomysł raczej słaby lub nijaki z duetem z Sharleen Spiteri, czy (każdy chyba zrobił oczy) tym latynowskim dziwadłem Te Quiero Puta!. Pewnie też coś znaczy, że po Rosenrot potrzebowali czterech kolejnych latek na stworzenie zestawu nowych przebojów i jeszcze bardziej, iż po tych czterech latach aż dekady, aby im się chciało i im się co najważniejsze udało. Każdy sobie takie sytuacje po swojemu jednak interpretuje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj