piątek, 16 sierpnia 2024

Sunset Boulevard / Bulwar Zachodzącego Słońca (1950) - Billy Wilder

 

Narracja narracja i jeszcze raz narracja. Taka narracja jaka z kinem hollywoodzkiego rozkwitu się bezpośrednio kojarzy, a najbardziej z kinem noir czy popularnym gatunkiem detektywistycznym. Bohater jakby czytał opowiadanie, nowele, powieść na którą składają się jego myśli, w bogate, potoczyste zdania ułożone. Znacie to, znamy to bo chyba wszyscy sami ze sobą czasem gadamy, opisując sobie rzeczywistość, sprawy bieżące - pomagając sobie zrozumieć, podjąć decyzję, przeprowadzić działanie. :) Bulwar jest wciąż aktualny, a zarazem uroczo naturalnie niedzisiejszy i uroczo barwny, choć w czerni, bieli i szarościach nakręcony. Narracja to jedno, ale i dialogi to coś oczywiście innego niż współcześnie, bo to tylko słowa, słowa, ale słowa stylowe, staranne, podbijane nonszalancją bądź emfazą, w zależności którą opcję osobowościową postać reprezentuje - a może jedynie te dwie skrajne, bo takowe są do ikonicznej formy filmowej przypisane. Prosta historia, banalna paradoksalnie niemalże, ale w rzeczywistości wielowarstwowa, podana wielowymiarowo tak, że uwodzi i jednocześnie przez tragizm postaci zasmuca. Scenariusz to fundament, a dokładnie zawarta w nim fabuła, czyli nostalgiczna i cierpka (zgadzam się) wyprawa przez kulisy naznaczonego przełomem przejścia na kino dźwiękowe hollywoodzkiego przemysłu filmowego. Po drugie może jednak tenże scenariusz, bo po pierwsze to na równi przednie, podręcznikowe dla czasu aktorstwo (Gloria wybitna) i forma wizualna, nawiązująca do klasycznego horroru, w którego anturażu rozgrywają się dwa równoległe, lecz niekoniecznie w równym stopniu wyraźne dramaty bohaterów. Obydwojga wykorzystała i potraktowała instrumentalnie branża filmowa i choć nie są jej ofiarami równorzędnymi, to jednak ich splecione losy pokazują szerszy kontekst oddziaływania tak sukcesu jak i nie sfinalizowanej za nim pogoni. Po trzecie, aczkolwiek prawdopodobnie jednak najbardziej pozostające w pamięci po seansie, to jego finał. Finał makabryczny i groteskowy - fenomenalnie przez Wildera wystylizowany i gatunkowo perfekcyjny, bowiem raz to absurdalnie afektowna śmierć i pozbawione kompletnie sensu życie w szaleństwie bezlitosnego obłędu oraz mistrzowskie zamykające długie ujęcie z puentą w postaci sugestii, czym są obydwa istnienia dla wiecznie pazernego na skandale szołbiznesu. Mechanizm artystycznie doskonale obnażony! Tak, Billy Wilder to był gość, który potrafił szeroko w tamte filmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj