niedziela, 11 sierpnia 2024

Duel / Pojedynek na szosie (1971) - Steven Spielberg

 

Sprawa jest poważna, oto bowiem notka o debiucie (jeśli jestem w błędzie to fuck) pełnometrażowym ikonicznego, a wówczas zaledwie 25-letniego Stevena Spielberga, czyli filmie nakręconym w zaledwie 4 lata przed legendarnymi Szczękami i tak sobie myślę, że jednak przeskok jakościowy jest spory, choć w sumie Pojedynkowi w swoim gatunku nic nie brakuje. Jest poniekąd nawet silniej ryjący beret, bardziej odważny, dosadny i tak dalej i tym podobne, jednak znacznie surowszy produkcyjnie oraz swobodny i narracyjnie bliżej mu do bezpośredniości pierwszego Mad Maxa, czyniąc go bodaj protoplastą gatunku, niż mega hollywoodzkiemu sznytowi Szczęk. Gówniarz „Stivi” marzył i sobie wymarzył realizację snu o karierze reżyserskiej, ale że ten młodociany romantyk kina zaczął od filmu tak ekspresyjnego szczególnie wizualnie, to byłem zaskoczony. Broni się ta rzeczona ekspresja nawet dzisiaj realistycznymi sekwencjami drogowymi i opierając wyłącznie na kaskaderskich efektach zachowuje autentyzm, co wielu późniejszym obrazom w których pokuszono się o użycie raczkującego CGI, ta technologia teraz wychodzi bokiem. Jesteśmy świadkami mega ciśnienia, akcji tu i teraz, a motywacje oprócz zasugerowania emocjonalnego stanu prześladowanego są nam obce. Oglądasz człowieku siedząc jak na szpilkach, bowiem oddziaływanie napięcia w elemencie psychologicznym ma moc porażającą i wręcz fizycznie w dodatku czujesz tą prędkość i niszczycielski potencjał rozpędzonej stali. Efekt jest brutalnie prawdziwy i nie dziwisz się że czymś takim Spielberg otworzył sobie szeroko pierwsze (dobra drugie) ważne drzwi do jak się okazało gigantycznej kariery. Sięgnął po pewniaki, czyli sztuczki, inaczej sporą ilość klasycznych suspensowych filmowych zagrywek by podnieść poziom adrenaliny, dopieszczając każdy także detal, bo można by przez lata lekko znudzić się szołmeńską manierą Stevena, ale ani na starcie ani na koniec kariery nie można o jego dziedzictwie napisać, że tworząc nie starał się obsesyjnie, aby widz przede wszystkim dobrze się w kinie bawił i potrafił jeszcze do niedawna w atmosferze ciemności i jedynie puszczonego z okienka snopu światła na ekran zapomnieć. Poza tym dodam jeszcze, iż po odświeżeniu Pojedynku widać wyraźnie jak to kino się przez te 50 ponad lat zmieniło - także oczywiście spielbergowskie, nie biorąc naturalnie pod uwagę, że nakręcił on tego stuffu tyle i w tylu gatunkach, iż mimo stylistycznej odmienności, to zawsze nie trudno było dostrzec, że to jego film - taki ten jego sznyt charakterystyczny! To też (podkreślę jeszcze raz) wzór, jakby szablon do w późniejszym czasie wykorzystania i wyeksploatowania, a najbardziej z tych akcji na szosie pamiętam taką bodajże z lat dziewięćdziesiątych z Kurtem Russellem. Mam tytuł na końcu języka - proszę mi pomóc i za niego pociągnąć. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj