czwartek, 29 sierpnia 2024

Fontaines D.C. - Romance (2024)

 


Fanem Fontaines D.C. jestem stosunkowo od niedawna, chociażby nazwa była mi znana od ładnych lat kilku, to się uparłem chyba że nie wszystko co z okolic brytyjskich zostanie uznane za z potencjałem niebywałym objawienie, to ja będę łykał natychmiast. Pomyślałem "ach niech się ustoi", "ja jeszcze poczekam na swoją reakcję - dam jej dojrzeć" i nastąpiła ona, reakcja wzmożona jakiś czas po premierze Skinty Fia, a bliżej do premiery Romance i od tej pory systematycznie przechodzę z pozycji obwąchiwania do stanu szalikowca irlandzkiego ansamblu, bo niewątpliwie zasługuje on na nie tylko uwagę, ale wręcz już na otaczanie go kultem. Skinty Fia i jego poprzedniczka to były materiały zajebiste, jeśli dać sobie szansę się nimi obsłuchać i wieszczyły, iż Fontaines D.C. jest na szerokiej autostradzie do powiększania grona fanowskiego. Dzisiaj znając nie tylko znakomite single systematycznie do czasu premiery prezentowane wiem jedno - zawodu w temacie Romance nie uświadczyłem, bowiem trudno by akurat trzy numery były świetne, a reszta lipna. Romance jest fajnie tak przez wzgląd na barwę głosu, intonacje i ten charakterystyczny sznyt wokalny britpopowy, ale shoegaze'owa czy ogólnie indie rockowa poświata z lekka chuligańskim, bo ulicznym punkowym zacięciem powoduje, iż absolutnie nie jest łatwo przyporządkować Romance do konkretnego gatunku. Ten zespół posiada swój własny niezwykle intrygujący wizerunek, a do tekstów podejście tak analityczne, jak i zobowiązujące poprzez korzenie post punkowe także poniekąd buntownicze, najczęściej jednak liryczne, rozmarzone dodające mu bardzo emocjonalnego posmaku, szczególnie gdy dramaturgia albumu przykuwa koncentrację hipnotyzująco. Nuta to bowiem w której miesza się subtelność niekonwencjonalnej, pięknie bujającej pół akustycznej ballady (przykład Sundowner) z wyczuciem użycia elektroniki, czy smaczków aranżacyjnych - bez oglądania się na kwestie rockowych konwenansów, ale też bardziej zawadiackiego zanurzania się w energetyczne projekcje (Starburster i zupełnie inny Death Kink), bądź po prostu aż zaskakująco klasycznego brytyjskiego plumkania (nostalgiczny Favourite). Pytanie tylko czy Romance pod względem klasy prześciga Skinty Fia, na które odpowiadam sobie dyplomatycznie że jest po prostu inny i bardzo mi się ta intelektualnie logiczna sytuacja klei do uszka. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj