wtorek, 20 sierpnia 2024

Jezioro Bodeńskie (1985) - Janusz Zaorski

 

Zaczęło się naturalnie od pomysłu Dygata i powieści jaką napisał, czyli od najbardziej poczytnego tego niezwykle fascynującego jegomościa dzieła. Mowa więc przede wszystkim o wartości literackiej i treści jaka tkwi w fundamencie, a także, jak ową przełożył na język kameralnego, parateatralnego filmu Janusz Zaorski. Miał człowiek do dyspozycji kapitalnych aktorów (Krzysztof "Egzaltacja" Pieczyński) i materiał źródłowy domniemam trudny, bądź filmowo niewdzięczny, gdyż wyszło aktorsko prze-poważnie i merytorycznie dość bełkotliwie, jeśli zakładam tylko opierać się na treści zekranizowanej, omijając znajomość treści literackiej. Tytuł i historia sama w sobie poniekąd rozpoznawalna, bo myślę iż w ogólnym zarysie znana dla każdego całkiem dobrze wyedukowanego, a i względnie wrażliwego na historię współczesnej polskiej literatury mojego rodaka. Groteska z bardzo poważnym dnem - dobić się do niego mnie raczej w stu procentach nie sposób, a zabrać za oryginał, jakbym nie szanował osobowości Stasia jeszcze bardziej pod górkę. Zatem wyłącznie o ekranizacji, tej z ogólnym bałaganem (co? jak? ej!), z szerokim wachlarzem postaci specyficznych, gdzie w toku namiętne dyskusje pomiędzy przedstawicielami rożnych narodowości czy przekonań ideologiczno-politycznych, czy też nader intelektualne romanse głównego bohatera będące…. sam nie wiem. Czym jest, jaki jest ten inteligentnie krytyczny wobec polskiego mniemania o sobie dramat? Jest ogólnie męczarnią , bo jest symboliczny, metaforyczny a wręcz surrealistyczny, więc taki osobliwie poetycki - dlategóż może kompletnie nie w moim guście. Ludzie jednak sugerują, że daj mu szansę co najmniej razy siedem - jeślisz nie totalnie tępym impertynentem! Nie wiem, nie wiem – nie wiem co myśleć o sobie. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj