Latami zbierałem się by z tym obrazem się zapoznać. Znając liczne entuzjastyczne o nim opinie zapewne jedynie dystans z brakiem znajomości kinematografii zachodniego sąsiada związany oraz specyficzna alergia na brzmienie języka niemieckiego na kilka lat premierę opóźniły. Strasznie to nieprofesjonalne podejście rozumiem, gdyż tym tropem dzieło wybitne mogłem zignorować, jednako już teraz bogatszy o doświadczenie z seansem związane swą wyważoną opinię mogę wyrazić. Ona pozbawiona niestety wszędobylskiego pochlebstwa, do jedynie uznania poprawności w obrębie filmowej maestrii się sprowadzająca. Trudno mi o zachwyt, bowiem psychologicznie czy emocjonalnie klasyczną, stereotypową tezę potwierdza, że niemiecka precyzja równocześnie do produktów zza Odry toporność wtłacza. Spory potencjał zaprzepaszczony brakiem naturalności i przeładowaniem patosu dawką przyciężką. Ona jeszcze zapewne do zaakceptowania dla osób co z autopsji rzeczywistość socjalistyczna znają, lecz dla młodego odbiorcy dla którego obraz niebagatelną wartość poznawczą mógłby posiadać to patetyczne męczeństwo niezrozumiałe i nie do ogarnięcia, że się współczesnym slangiem podeprę. Życie w tych okolicznościach z perspektywy dzisiejszego komfortu bezpieczeństwa, niemal wymysłem wyobraźni scenarzysty się jawi, pomimo zaledwie trzech dekad jakie nas dzielą od tych trudnych czasów coraz więcej osób pewnym trudno wytłumaczalnym sentymentem je darzy, inni zaś ulegając kiczowatym trendom, realny socjalizm z przymrużeniem oka traktują. Bohaterowie ówcześni w zapomnienie popadają, a dzieła ich heroicznych postaw coraz częściej relatywnie są spostrzegane. Spoglądając na nasze Polskie podwórko, gdzie coraz rzadziej wyłącznie incydentalnie tezy o ograniczaniu wolności słowa się pojawiają, pytanie sobie zadaje - co wy rozpieszczeni komfortem bezpieczeństwa w bamboszkach ujadacze wiecie o zamykaniu ust, pętaniu myśli czy głębokim lęku. Jak daleko, będąc uczciwie w stosunku do politycznego koryta bardzo krytycznym, dzisiejszym naszym przywódcom do ówczesnej buty i arogancji władzy! Trzeba kolejnej bolesnej lekcji historii by dzisiejszą wolność docenić? Stop, koniec bo się odrobinę napuszyłem i zbytnio na margines zagalopowałem, a o Życiu na podsłuchu przecież miało być. Wracając więc do sedna, jeszcze tylko na jedną kwestię, tym razem czysto techniczną zwrócę uwagę. Mianowicie kapitalną rolę wykreował tu Ulrich Mühe, jego zimne oczy skrywające skutecznie ludzkie odruchy, z precyzją przez system zaprogramowane gesty oraz zaprzedana dla władzy prywatność to największą artystyczna zaleta obrazu - ona potencjalnie prawdziwą wisienką na torcie. Szkoda, że sam tort tylko prawie znakomity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz