niedziela, 6 kwietnia 2014

Deftones - Diamond Eyes (2010)




Co uważniejszy czytelnik mojej amatorskiej grafomanii, tak bezkrytycznie przeze mnie spostrzeganej pewnie w temacie Deftones i stosunku do tej formacji jest zorientowany. Bowiem w wielu konfiguracjach miejsca, przestrzeni i tematyki w kółko powtarzam, że miłość (tak nie boje się takiego określenia ;)) do ekipy Chino Moreno zakwitła zupełnie niespodziewanie po wielu latach funkcjonowania grupy na scenie. Rok 2010 przyniósł nagły zwrot akcji w temacie, a impulsem do przewartościowania mojej postawy Diamond Eyes się stało. Ignorując jak miałem to w zwyczaju kolejne wzmianki o nadchodzącej nowej produkcji, pozbawiony świadomości, iż przypadek już za moment zmieni zimny dystans w ogniste zaangażowanie, przeglądałem portale muzyczne w poszukiwaniu intrygujących muzycznych zjawisk czy oczekiwanych premier. Tak intensywnie wypełzające z każdego zakamarka internetowej przestrzeni single w postaci Rocket Skates i numeru tytułowego siłą rzeczy musiały przebić się do odsłuchu. I tak się stało, a efekt tego doświadczenia piorunujący, bo opętany ich najwyższą jakością uwolnić się już nie zdołałem. Diamond Eyes w kółko odtwarzane zachwycało w ogólności i detalach, a jego siłą porzucenie nadęcia wespół z komplikowaniem na siłę struktur aranżacyjnych, jakie na wcześniejszych albumach dominowało, na rzecz jasnej, przejrzystej konstrukcji rozwiązań melodycznych wspieranych pomysłowymi rozwiązaniami w obrębie dynamiki i wokalnej ekwilibrystyki Moreno. Nic na siłę, nic z przekonaniem, że musi być nader ambitnie. Wpół drogi, w naturalny sposób spotkanie kombinatoryki i chwytliwości – to recepta by moje zaangażowanie zdobyć. Myślę jednak, że ten przełom nie tylko przeze mnie doceniony, pewnie wielu takich, co dopiero przy okazji diamentowych oczu do Deftones się przekonali, a zapewne równie sporo wśród dotychczasowych fanów, takich co pomimo uczucia do starszych albumów to zjawisko z 2010 roku wielbią. Wiedzą to fani, wiedzą muzycy obecnie grupę tworzący, czego dowodem ostatni długograj. Koi No Yokan naturalnym rozwinięciem stylistyki Diamond Eyes z czego ja, człowiek równie gwałtownie ekspresyjny co obsesyjnie refleksyjny ogromnie się cieszę! Ano właśnie, moja osobowość to takie muzyczne odbicie twórczości Deftones – oczywiście z dwóch ostatnich albumów, bo tych starszych nadal przetrawić do końca w stanie nie jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj