Co
uważniejszy czytelnik mojej amatorskiej grafomanii, tak bezkrytycznie przeze
mnie spostrzeganej pewnie w temacie Deftones i stosunku do tej formacji jest
zorientowany. Bowiem w wielu konfiguracjach miejsca, przestrzeni i tematyki w
kółko powtarzam, że miłość (tak nie boje się takiego określenia ;)) do ekipy
Chino Moreno zakwitła zupełnie niespodziewanie po wielu latach funkcjonowania
grupy na scenie. Rok 2010 przyniósł nagły zwrot akcji w temacie, a impulsem do
przewartościowania mojej postawy Diamond Eyes się stało. Ignorując jak miałem
to w zwyczaju kolejne wzmianki o nadchodzącej nowej produkcji, pozbawiony
świadomości, iż przypadek już za moment zmieni zimny dystans w ogniste
zaangażowanie, przeglądałem portale muzyczne w poszukiwaniu intrygujących
muzycznych zjawisk czy oczekiwanych premier. Tak intensywnie wypełzające z
każdego zakamarka internetowej przestrzeni single w postaci Rocket Skates i
numeru tytułowego siłą rzeczy musiały przebić się do odsłuchu. I tak się stało,
a efekt tego doświadczenia piorunujący, bo opętany ich najwyższą jakością uwolnić
się już nie zdołałem. Diamond Eyes w kółko odtwarzane zachwycało w ogólności i
detalach, a jego siłą porzucenie nadęcia wespół z komplikowaniem na siłę
struktur aranżacyjnych, jakie na wcześniejszych albumach dominowało, na rzecz
jasnej, przejrzystej konstrukcji rozwiązań melodycznych wspieranych pomysłowymi
rozwiązaniami w obrębie dynamiki i wokalnej ekwilibrystyki Moreno. Nic na siłę,
nic z przekonaniem, że musi być nader ambitnie. Wpół drogi, w naturalny sposób
spotkanie kombinatoryki i chwytliwości – to recepta by moje zaangażowanie zdobyć.
Myślę jednak, że ten przełom nie tylko przeze mnie doceniony, pewnie wielu takich,
co dopiero przy okazji diamentowych oczu do Deftones się przekonali, a zapewne
równie sporo wśród dotychczasowych fanów, takich co pomimo uczucia do starszych
albumów to zjawisko z 2010 roku wielbią. Wiedzą to fani, wiedzą muzycy obecnie
grupę tworzący, czego dowodem ostatni długograj. Koi No Yokan naturalnym rozwinięciem
stylistyki Diamond Eyes z czego ja, człowiek równie gwałtownie ekspresyjny co obsesyjnie refleksyjny ogromnie się cieszę! Ano właśnie, moja osobowość to takie
muzyczne odbicie twórczości Deftones – oczywiście z dwóch ostatnich albumów,
bo tych starszych nadal przetrawić do końca w stanie nie jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz