poniedziałek, 28 kwietnia 2014

The Sword - Warp Riders (2010)




W samym środku smakowitego retro rockowego trendu w moje łapska Warp Riders, The Sword wpadło i od startu do siebie skutecznie przekonało. Bo oto przewidywalna do bólu klasyczna gitarowa koncepcja, gdzie podstawą na wszelkie sposoby przerobione klisze, pewną nową jakość otrzymała. Nią klimat szczególny, czego dowodem tematyka fantasy jaka w tekstowej materii zawarta i tak intensywnie w teledyskach przemycana. Ta na wpół magiczna, szamańska po trosze wizja przygód do złudzenia z obrazami tak popularnymi w kinie w latach osiemdziesiątych mi się kojarzy – rozumiecie, superbohater, wojownik postawny Conan, a z innej mańki mściciel Mad Max, czy baśniowy Willow. Jest zatem podczas kontaktu z tymi dźwiękami specyficzny odjazd w te rejony, gdzie surowy brud, brutalna przemoc w komitywie z magią i romantycznym na swój sposób nastrojem koegzystuje. Dojrzały ze mnie chłop, a takie infantylne, niskich lotów pop kulturalne skojarzenia mi się nasuwają, a co gorsze w zwidach półsennych siebie widzę, jak przy tło wypełniających numerach The Sword na rumaku szerokie pustkowia pokonuje, w kniei się na noc zaszywam lub też swoim zdezelowanym, acz wiernym pojazdem kosmicznym galaktyki pokonuje. Mam misje do wykonania! Z pełną pasji werwą będę świat z mend wszelkich oczyszczał i naturalny takim dokonaniom podziw pośród bezbronnych niewiast wzbudzał. :) Ok, rzucam to co biorę! :) ;)                                                                                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj