poniedziałek, 11 stycznia 2021

Long Day's Journey Into Night / U kresu dnia (1962) - Sidney Lumet

 

W filmie granie to najogólniej przekonujące udawanie, a w starym kinie z dzisiejszego punktu widzenia było to prawdziwie natchnione, lecz w istocie swojej oszukiwanie - bardziej z sentymentu urokliwe niż wiarygodnie ot tak. Teatralna maniera i egzaltacja były częścią tamtejszego warsztatu aktorskiego, dalekiego zapewne od naturalności, lecz też paradoksalnie mimo podniesionej do rangi klucza wyżej przywary, nadal autentycznego. Ponadto rzucają się w oczy w produkcjach leciwych, najczęściej nieprzystający do dzisiejszych wymogów, strasznie leniwy montaż i te długie sceny rozpisane na kolubryniaste dialogi, bardziej podobne do monologów niż zwyczajnej rozmowy. Nie czepiam się jednak, gdyby jakimś cudem moje wywody takie wrażenie sprowokowały, bowiem to co mają filmy ze starego kina, tego nie będą już miały przenigdy współczesne produkcje. Im bowiem poskąpiono magii, nawet jeśli cześć z nich wielkimi dziełami bez nadymania i przekory można nazywać. Pisząc w duchu splątanego wartościowania co powyżej, mam na myśli nie tyko pobudzoną ekspresję Katharine Hepburn i Ralpha Richardsona, ale też Jasona Robardsa i najmłodszego w tym towarzystwie Deana Stockwella, którzy w przyszłości stając się ikonami ról drugoplanowych zdecydowanie z taką natchnioną manierą już się nie będą kojarzyli. Zatem to uniwersalna dla czasu specyfika właśnie starego kina, podniesiona do potęgi przez tekst powieści Eugene'a O'Neilla - dając tym samym zarówno pole do popisu dla aktorstwa zdecydowanie niedzisiejszego, ale w wymiarze doświadczenia wybitnie emocjonującego.

P.S. Natomiast merytorycznie (bo należy wspomnieć o czym tu wielkie halo :)), to na podstawie rozpisanej na cztery akty popularnej wówczas sztuki, niebywale rozbudowane rozgrzebywanie rodzinnych relacji. W układzie czterech jej członków przepracowywanie traum i brutalnie prawdziwe okazywanie miłości. Niby w szale wyrzucanie wszystkich brudów, równoważone emocjami o charakterze pokrewieństwa. Małe psychotyczne spowiedzi w ekstatycznym uniesieniu - w oczekiwaniu na rozgrzeszenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj