Przytulona w mocnym
uścisku do gorzkiej ironii, brutalna przygoda na arizońskiej pustyni. Bardzo
czarna komedia (oko przymrużone obowiązkowe), osadzona w anturażu kina drogi oraz stawiająca na warsztatową
aktorską wyrazistość rozpoznawalnej obsady. Gdyż z przyciągnięciem gwiazdorki
pierwszego sortu nie miał taki Oliver Stone wówczas najmniejszego problemu,
kusząc za jednym zamachem Seana Penna, Nicka Noltego, Joaquina Phoenixa, Johna
Voighta i Billy'ego Boba Thortona – jak w międzyczasie doczytałem nie takimi
jednak gigantycznymi gażami. Z tak spektakularnym zapleczem aktorskim, to nawet
słabszy scenariusz i poprawna tylko realizacja mogłyby się obronić. W tym
przypadku jednak nie muszą, bowiem nawet jeśli jest to w formie dość luźnej
nawiązanie do nieco groteskowego kina drogi opowiedzianego trzy lata wcześniej przez odpowiedzialnego
za znacząco większy sukces Urodzonych morderców, to efekt ponownego szokowania
jest bardzo przyzwoity, lecz już nie porażający. Wszystko niby gra, ale już nie
porywa. Ciekawi galeria przedziwnych postaci z przygranicznego zadupia, gdzie
mniej Ameryki a więcej latynoskiego burdelu i klimat uwspółcześnionego westernu
(ach ta muzyka Ennio Morricone), lecz już nie szokuje. Intryga wciąga, lecz
brak jej już świeżości oraz jej autentyzm siłą stylistycznego odpału miewa
momenty słabsze. Główny bohater brodził
sobie kiedyś radośnie w gównie i kiedy szambo przynoszące dotąd dobry szmal go już wciągało, spierdala przed
konsekwencjami. Ale gdzieś po drodze okazuje się że zła passa się nie kończy i
można jednak spod deszczu wpaść zbiegiem niekorzystnych okoliczności wprost pod
rynnę. Dzieją się więc rzeczy dość dziwacznie, a formie w jakiej pokazane
bardzo blisko do psychologicznej bomby z opóźniony zapłonem. Ryje ona beret
skrupulatnie i konsekwentnie, oferując widzowi chwilami mocno przegiętą lekcję
perfidnej manipulacji podsycanej żądzami kasy i władzy. Jak mówi jedna z
postaci - tak jest na pustyni, nie wiadomo dlaczego wszystkim odbija. Nie byłem
na amerykańskiej pustyni - nie mam więc powodu by nie wierzyć. Koniec dyskusji. :)
P.S. Dla kumatych -
scena w barze, wchodzi Phoenix przy dźwiękach z szafy grającej. Nomen omen
nucie Johnny'ego Casha i wyglądający jak młody Cash. Coś, ktoś, kiedyś w
niedalekiej przyszłości? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz