O jakżeż jest to sympatycznie nakręcone, biorąwszy pod uwagę składną pracę
kamery i zdjęcia wykonane z pietyzmem z różnych niekoniecznie oczywistych perspektyw.
Ogromny zastrzyk wizualnej przyjemności i co jeszcze? Jeszcze wprowadzenie, a w
nim introwertyczna konwersacja o braku chemii między partnerami, pomimo odczuwalnej iskry
ciekawości i ciepłego szacunku wzajemnego. Jest racjonalne przekonanie i serca brak
porywu. Rozmowa z sobą wyraża wątpliwość, lecz brak odwagi by przerwać coś
przed czymś czemu przyszłości brak. Tak się zaskakująco niewinnie zaczyna, a
potem? Potem w postępie geometrycznym zapadałem się w tym (jak przed seansem wiedząc
z kogo praca mam do czynienia zakładałem) spreparowanym po autorsku ambitnym
surrealizmie, więc trudno było o odnalezienie w miarę przyzwoicie uporządkowanej
strefy komfortu. A na koniec? Na koniec (i jeszcze w w międzyczasie ponad dwie godziny
wysilonego główkowania), z fragmentów domysłów zacząłem odważnie budować
konstrukcję, która tylko dzięki wsparciu doczytanych interpretacji mogła stać
się w miarę logicznym wyjaśnieniem dla tego co przez 135 minut z zaciekawieniem
dzięki Kaufmanowi doświadczałem. Rodzaju zagadki, tudzież ciuciubabki jaką
mądrala widzowi funduje. Odwraca skurkowany uwagę, usypia wcześniej czujność,
nawet chyba podmienia tropy - zwyczajnie miesza spryciarz kompletnie, lecz na tyle
sprawnie że można czuć się nieco skołowanym, ale i na tyle wyraziście by w tym
absurdalnym pozornie koktaju realizmu i surrealizmu doszukać się wreszcie szczątkowych
odpowiedzi na nurtujące zapytania. Po czym wbić się w przestrzeń internetu - czytać
i rozmyślać, rozmyślać i czytać. Czytać o tym co ludzie tu chcieli zobaczyć i
rozmyślać o tym jak oni i ja wspólnie sobie próbujemy historię Pana Woźnego
zinterpretować. :)
P.S. Po filmie Charliego Kaufmana można spodziewać się zawsze historii
zakręconej i pobudowanej na skomplikowanej rozkminie alegorycznego artyzmu, skrupulatnie ale
i z wyobraźnią ożenionego z psychologiczno-filozoficznymi dociekaniami. Pewnie
dlatego przed seansem nieco się wzbraniałem, będąc świadomym iż na tego rodzaju
sztukę trzeba być odpowiednio nastrojowo i z maksymalną koncentracją
przygotowanym. Ociągałem się lecz rzecz jasna nie mogło to trwać zbyt długo,
bowiem słabym i ciekawość musiała mnie pokonać. Mimo że czuję się w starciu z wyobraźnią i intelektem Kaufmana zwyczajnie
głupi, to cenię sobie tą lekcję pokory. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz