Tego albumu w zasadzie miało nie być, a dokładnie on jakiś całkiem spory czas temu powstał i ze względu na srogie zawirowania w zespole i wokół zespołu miał być siłą rzeczy odłożony do szuflady i sczeznąć w zapomnieniu. Jakie konkretnie okoliczności doprowadziły do opisanej sytuacji i co spowodowało, iż Rob "The Baron" Miller ostatecznie zdecydował się na tyle wyraźnie przerobić jego zawartość, że kwestie prawnych uregulowań pozwoliły na publikację nie wiem. Jakoś krążek wszedł na rynek, ale machina promocyjna wokół niego licha toż wywiadów z Robem jak na lekarstwo. A że ja człowiek dość leniwy i jeśli coś mi nie wpadnie na biurko to nie przejawiam zbytniej ochoty drążenia tematu, stąd wiedza ma stopiona do "coś słyszałem, gdzieś mi się o uszy obiło, ale co i jak, to lepiej zamilknę, by nie rozsiewać plotek". :) Odsyłam zatem osoby poszukujące rzetelnej wiedzy do źródła, a w tym miejscu oferuję wyłącznie maksymalnie subiektywną opinię o Messengers of Deception - ograniczoną na domiar złego jedynie do tylko kilku zdań o charakterze bardziej emocjonalnym niż dziennikarskim. Zatem to co słyszę, to co zawarte w dziesięciu indeksach spostrzegam jako przede wszystkim bardzo dobry materiał wyjściowy do uczynienia go czymś więcej niż tylko zbiorem ciekawych riffów i solówek podbitych prostym bębnieniem i zanurzonym w klawiszowym tle. Miałoby to pewnie szansę na realizację gdyby praca nad nim odbyła się podczas rozpalonej dyskusji kilku znamienitych muzyków, a nie była li tylko wypadkową spojrzenia, fakt artysty nietuzinkowego, ale jednak osamotnionego. Przez ten istotny szczegół aranżacje ograniczają się do monotonnych w istocie schematów, w których nie zderzają się ze sobą pomysły częstokroć może kontrowersyjne i niespójne, ale jednak dla dobra finalnej realizacji, w fachowym opracowaniu wpływające na muzykę ożywczo. Messengers of Deception w takiej zatem formie jest albumem o wysokim poziomie przystępności, pozbawionym jednak waloru interesującej słuchalności na więcej niż tylko startowe kilkanaście, może kilkadziesiąt przesłuchań. Motorycznie pędzą te numery kapitalnie, mają ponadto niezły flow oraz charakterystyczny mroczny posmak hymniczny. Trudno też przyczepić się do ich chwytliwości i potencjału koncertowego - łatwo jednak nie tylko przez pryzmat świadomości okoliczności ich powstania czepiać się szczegółów, które decydują o wartości ogółu. Fajnie że Messengers of Deception się kręci, nie fajnie że ch** strzelił taki band.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz