O uroczo słodkie, czarująco naiwne amerykańskie kino z najbardziej owocnej hollywoodzkiej ery! Konkretnie to też kino ze schyłku czasów największej jego prosperity, z gwiazdami kolejnego już pokolenia powojennego i reżyserami którzy wciąż zasiadali na kinowym Olimpie - mimo że film jako produkt biznesu przechodził naturalna ewolucję. Garsoniera to jak koneserzy, a przede wszystkim pasjonaci X muzy wiedzą chyba najgłośniejszy tytuł Billy'ego Wildera i jeden z najbardziej charakterystycznych obrazów bezpretensjonalnej estetyki. Stylistyki łatwej i przyjemnej w odbiorze, dostarczającej sympatycznej rozrywki. Nawet dzisiaj ogląda się milutko i nie ma powodu by krytykować prostotę środków artystycznych, banalne motywy w scenariuszu czy przestylizowane aktorstwo, które w takiej akurat formule przesady posiada irracjonalnie pociągający czar. Jeśli już uciekać przed mega poważnym kinem o dramatycznym szycie, to zamiast rozczarować się współczesnymi produkcjami celującymi w odprężające, ale jednak częstokroć żenujące pajacowanie, znacznie lepiej udać się w podróż do mniej lub bardziej odległej przeszłości i zatopić się w bogatym dorobku hollywoodzkich klasyków. Jeśli poczuję przesyt ambitną sztuką, która tak samo potrafi pobudzić emocjonalnie jak często zwyczajnie wymusić przygnębiające zaangażowanie, ja wówczas zamierzam dla psychicznej równowagi sięgać po obyczajówki ze złotej hollywoodzkiej epoki. Będę to czynił dla prozaicznej radości obcowania z klasycznym aktorstwem i pozytywnymi historiami, jak i dla poszerzania wciąż słabej i niewystarczającej własnej wiedzy kinematograficznej. Ani myślę skończyć tej przygody na wizycie w Garsonierze udostępnianej przez C.C. Baxtera. :)
P.S. To jedno, a drugie? Drugie to obyczajowe konteksty, społeczno-kulturowe niuanse czasów. Dziś nic już nie szokuje, wówczas na starcie lat sześćdziesiątych nie łatwo było przeforsować projekt otwarcie nawiązujący do tematu z kategorii tajemnicy publicznej (inaczej tajemnicy Poliszynela). Stąd pomimo rozrywkowego charakteru filmu Wildera, jest on również krytyką zarówno przeżeranego korupcją i układami systemu korporacyjnego, jak i oczywiście seksizmu w relacjach zawodowych oraz tego godnego potępienia życia (tych których rzecz jasna stać) w wątpliwym moralnie układzie żona plus "przyjaciółki". :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz