sobota, 27 listopada 2021

Stillwater (2021) - Tom McCarthy

 

Mocna historia i sprawnie, chociaż nie wybitnie zajmująco opowiedziana. W niej Matt Damon w roli, która nie do końca do jego profilu aktorskiego pasuje, ale jak myślę odegrana zostaje tak, że bez złośliwych przytyków, to nie ma większego powodu by się do niej przyczepić. Nowy film niedawnego zdobywcy oscarowych laurów, niczym wybitnym się tak wprost powiedziawszy nie wyróżnia, bo charakter historii będącej prywatnym śledztwem Amerykanina w Marsylii, którego wpierw celem zdobycie dowodów niewinności córki skazanej za morderstwo, a później posklejania swojego życia, bowiem nadarza się okazja, narzuca oczywisty sposób narracji oraz metodologiczną, klasyczną w swej prostocie formułę. Film, mimo to jest ciekawie osadzony w kontekście kulturowym i pobieżnie lecz wyraźnie, konfrontuje zarazem "białą" mentalność mieszkańców amerykańskiej prowincji (Damon), z wielkomiejską mentalnością wielokulturowej Francji, w której problem emigracji powoduje podziały społeczne i skrajny stosunek do bliskowschodnich emigrantów. Niby kraje przez wzgląd na rasową różnorodność podobne, ale gdy się przyjrzeć i bliżej w temat wgłębić, chyba jednak różne, więc jak się chce, to można sporo w tym "pobieżnym" spojrzeniu wychwycić. To ważne, lecz tylko tło, dla trudnej walki ojca o wolność córki. Jego zmagań, nie tylko z tajemnicą zbrodni, ale też z prozaiczną, jednakowoż ogromnie utrudniającą barierą językową. Uparte działania ojca niedoskonałego, który sporo w swoim życiu zdążył spieprzyć i teraz w poczuciu winy i odpowiedzialności, po przejściu stosownego odrodzenia w atmosferze głębokiej wiary, stara się naprawić co jeszcze jest w stanie. Gość robi co może, ale przez skomplikowane przeszłymi zaszłościami oraz obecną sytuacją relacje, nie jest w stanie ot tak naprawić więzi - „od ręki” rany zaleczając. To co widać na ekranie ewoluuje i z czasem skupia się na relacji, by po granicznym wydarzeniu stać się właściwie dramatem, bardziej obyczajowym niż tak jak na początku śledczym - porzucając po drodze na dłuższą chwilę ten (już w sumie nie wiem) czy kluczowy wątek. Bohater bowiem odnajduje swoje miejsce w tej nowej rzeczywistości i układa sobie w miarę płynnie życie. Oczywiście do pewnego momentu, kiedy to reżyser włącza tryb sensacyjny i na jego fali niesie widza do wątpliwego happy endu.

P.S. Ten obraz współczesnej Francji, w której wyrosły getta jest niepokojący, a wręcz przerażający. Niebezpieczne dzielnice i uliczne gangi. Świat dilerów, drobnych cwaniaczków i powszechnej przemocy. Francja, jakiej można się bać i Francja zupełnie różna od tej z turystycznych folderów. Z tej perspektywy to piekło i każdy po zapoznaniu się z takim obrazem może poczuć się zagrożony ewentualnym napływem emigrantów, pośród których przecież pewnie jest tyle samo uczciwych i życia zgodnie z prawem pragnących jednostek, jak tych z marginesu niechcących się wyrwać. O tej oczywistości, Tom McCarthy ze wspólnikami scenarzystami, też nie omieszkał nieco przypomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj