Grubo ponad już czterdziestoletnia, a przypadkiem też moja rówieśniczka, żywa historia blockbusterowego kina i obiekt tak lekkiej drwinki (bo nic tak szybko się nie starzeje jak efekty specjalne), jak i otaczana kultem przez miłośników formy z klimatem i ekscytującą przygodą, bardzo romantycznie naiwna wizja kontaktu ludzkości z obcą cywilizacją. Bez najmniejszej sprzeczności, zarazem-jednocześnie, bowiem Bliskie spotkania są filmem który doskonale ukazuje fenomen Spielberga i to szczególnie ten z początku i pierwszego rozkwitu jego kariery, kiedy jak wówczas coraz większa grupa ówczesnych młodych reżyserów, łączył z wielkim powodzeniem rodzaj podatnego na starzenie bardzo umownego kiczu z gigantyczną wyobraźnią i fantazją twórcy wciąż dzieciaka oraz przemycane pod pierwotnym wrażeniem wizualnym obserwacje rzeczywistości społecznej, więc nawet jeśli na jego dorobek spojrzeć dojrzale krytycznie i uznać jego część, a w tym przede wszystkim Bliskie spotkania za film-bajeczkę, to powiedzieć że jest się kompletnie odpornym na urok tak wdzięcznej formy, to kłamać. Przynajmniej ja sobie nie wyobrażam aby nawet taki pierwszy lepszy (przepraszam!), taki wyjątkowy, bo z prawdziwego zdarzenia koneser poważnego kina, nie dał się porwać także rozrywce jaką serwowali swego czasu Spielberg, Zemeckis czy mnoga grupa innych podobnych. Może to u nas wszystkich ludzki sentyment, naturalna nostalgia, albo właśnie dar Spielberga i ta jego natura dzieciaka, który jest ciekawy i jak trafia tam gdzie ma doskonałe pole do popisu i rozwoju swojej pasji, to fantastycznie wykorzystuje szansę jaką owy plac zabawy mu stworzył. Wszystko tutaj scenariuszowo zmierza ku spektakularnej w założeniu i wtedy w praktyce rozbudowanej do przesady scenie finałowej, lecz nie można powiedzieć, aby wszystko co ku niej prowadziło, przy kulminacji zblakło, bowiem zgadzam się że "gdyby zabrało się widowiskowe efekty specjalne, zostałaby bardzo ludzka, pełna współczucia historia o zwykłym człowieku w niezwykłych okolicznościach". Akurat w roku 1977 Spielberg był tuż po nakręceniu mega kasowych Szczęk, stając się z miejsca supergwiazdą i synonimem hollywoodzkiego maga, więc miał budżet i mógł sobie pozwolić na stworzenie czegoś więcej li tylko ekscytującej produkcji rozrywkowej, jaka ma powodować obgryzanie przez widza pazurków. BS3S, to oprócz oczywistej zabawy w wielkiej piaskownicy możliwości i inwencji, także dobre kino psychologiczne i filozoficzne jeszcze lepsze - a może odwrotnie (zastanawiam się :)). Trzeba (he he) tylko dostrzec, co tam mistrz pod kolorową fasadą poddaje pod refleksję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz