Wstępna uwaga odniesie się do muzyki - oprawy dźwiękowej podpowiadającej trafnie nawet kompletnie opornemu na prawidłowe reakcje widzowi, jak odbierać płynące z wielkiego ekranu emocje. Raz (mus to mus) romantyczne smyczki, dwa marszowo wesoło lub marszowo ponuro, ale najczęściej chyba dramatycznie, aby oddać właściwie, jak sobie zapewne założył autor pierwowzoru klimat historii buntu niewolników w starożytnym Rzymie. Dalej przytoczę anegdotę oddającą ówczesną pozycję Kirka Douglasa, który wyrzucił pierwotnego reżysera wkrótce po rozpoczęciu zdjęć, dzięki czemu projekt przejął młody Kubrick i przez co myślę Spartakus jest najmniej „kubrickowy”. Bliżej mu zatem naturalnie do charakterystyki kręcenia z epoki, niż nowatorstwa czy wręcz kubrickowego wizjonerstwa z przecież już niedalekiej przyszłości, co rodzi pytanie czy aby gwiazdor Douglas skutecznie nie pohamowywał ambicji i pasji reżyserskiej mistrza, bo trudno mi zrozumieć aby posiadając w praktyce pełnię wolności twórczą nakręcił tak zasadniczo schematyczny obraz. Nie podważam jednocześnie efektowi finalnemu wartości i nie odbieram klasy, gdyż pomimo archaizmu formy uznaję za wielkie widowisko najwyższej próby, ale widowisko li tylko w formule jaką wszyscy ówcześni twórcy kina spektakularnego praktykowali, bo rozmach wizualny, z naciskiem na lokacje widoki i kostiumy to wówczas standard i niewiele w zasadzie rożni formę Spartakusa od takiego Ben Hura, wcześniejszego Juliusza Cezara czy późniejszej Kleopatry. Może niuanse, detale, być może doskonałe (inspiracyjne) prowadzenie aktorów i ich najlepsze w karierze występy oraz precyzyjna produkcja. Stoi też za Spartakusem bardziej głęboka myśl przewodnia, filozofia niekoniecznie podana wyłącznie łopatologicznie oraz głębia psychologiczna i można go też przy odrobinie wnikliwości odsuwającej fasadę nazwać obrazem zaangażowanym społecznie, a nawet politycznym, choć to oczywiste że najważniejsze jest wrażenia optyczne i ekscytujące przeżycie tragicznie romantycznej historii. Opowieści jaką niewątpliwie na poziomie podstawowych, nieskomplikowanych emocji można odbierać bardzo intensywnie, bowiem podkreślam inscenizacja to często wyrywająca serducho, ale inscenizacja niepodobna do Kubricka z przyszłości, który zasłynął jednak jako twórca scen zimnych, unikających banalnego wzruszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz