piątek, 14 kwietnia 2023

Trzeba zabić tę miłość (1972) - Janusz Morgenstern

 

Janusz Morgenstern na podstawie scenariusza Janusza Głowackiego - pisano że to nie mogło się udać, a jak się okazało, to w opinii zawodowej krytyki się udało, a w przekonaniu przeciętnego miłośnika kina nie bardzo. Uwagę na plus mogą zwrócić ciekawe patenty operatorskie, wówczas chyba dość nowatorskie, kiedy na przykład kamera okręca się wokół suto włoską pastą zastawionego stołu – to jest fajne. Merytorycznie natomiast zdecydowanie bogaty w błyskotliwe spostrzeżenia rodzaj zapisu charakteru czasu i miejsca – przenikliwej i mocno groteskowej diagnozy ówczesnych obyczajów. Zabawny, wręcz karykaturalny, bowiem jednocześnie odważny psychologiczny dramat obyczajowy, a z drugiej rodzaj prześmiewczego komentarza czerpiącego bodaj inspiracje z popularnych wówczas filmów z nurtu społecznego. Jednocześnie to rwane i sprawiające pozornie wrażenie intuicyjnej, bardziej improwizowanej niżli dokładnie przemyślanej i zagranej profesjonalnie dramy. Aktorzy tutaj zawodowi i w epizodzikach naturszczycy. Pojawia się dla przykładu charakterystyczna postać Andrzeja Dobosza, aktora amatora, który prywatnie osiadł w Paryżu, gdzie prowadził księgarnie, pisał i udzielał się ogólnie w środowisku kulturalnym jako ceniony krytyk literacki, znany jednak do końca życia powszechnie najbardziej ze swojej maniery werbalnej i roli w Rejsie Piwowskiego, a obok podkreślonego jego udziału sytuacja z Himilsbachem i psem, jako jedna z bardziej rozpoznawalnych dla zainteresowanych kinem czasów nowego otwarcia ekipy Gierka. Obraz najogólniej rzecz biorąc robiący wrażenie chaotycznego, przeplatanego dygresjami wtrącającymi do opowiadanej historii świadomie podkreślaną bolesną stronę chwilowego gierkowskiego dobrobytu (zachodniego konsumpcjonizmu) i równolegle nawiązujący do scen z wielkich ówczesnych dzieł kinematografii europejskiej (tak mówią). Być może kiedyś się bronił lepiej, a może dzisiaj patrzy się na niego jako na ciekawy, bo wzbudzający skrajne recenzje relikt przeszłości. Może też jest oceniany wysoko dzięki wnikliwym analizom krytyków sugerujących znaczenie detali i dzięki nim nie został zapomniany odnajdując swoje miejsce w historii rodzimego kina, ale mnie nieco wymęczył i mój entuzjazm ograniczę wyłącznie do stwierdzenia, iż na pewno działa jako intelektualny dokument z epoki, lecz absolutnie nie jako wybitna satyra społeczna. Uważam że Morgensternowi lepiej do twarzy z subtelnościami, a tutaj jakby wdzięku niewiele. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj