poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Undish - ...acta est fabula... (1997)

 

Undish to dla mnie dzisiaj taka ciekawostka z odległej przeszłości - z czasów kiedy od ponad pięciu lat poważna fascynacja gitarowymi dźwiękami w różnych kierunkach stylistycznych się rozwijała i że miałem akurat okres mocnego wkręcenia w gotycki rock/doom nie zaprzeczam. :) Undish, a właściwie oryginalnie Graviora Manent (powód zmiany nazwy wydaje się dziś mało poważny) pojawiła się i chwilę ze mną została, ale żeby namieszała mi w głowie równie mocno jak kilka innych nazw grających w podobnej estetyce to nie. Przypomniana w tym miejscu ...acta est fabula... to debiut GM, a także w nowej wersji pierwsza płyta Undish, będąca efektem podpisania kontraktu z zachodnia wytwórnią i niestety niezbyt udanego skonfrontowania się z tamtejszym rynkiem. Undish zaginęli bowiem w morzu premier, być może przepadli jako jakaś tam kolejna formacja ze wschodu szukająca szansy w lepszym świecie, chociaż obiektywnie jakość ich materiału powinna im zapewnić dużo więcej. Mimo że muzyka była raczej dość szablonowa, to jednak posiadała atuty, a największym uznaję znacząco większą swobodę i lekkość aranżacyjną, w szczególności w porównaniu z bezpośrednimi konkurentami Niemieckimi - a na tamtejszym rynku Undish próbował swoich sił przede wszystkim. Mam wrażenie że dużo lepiej obszedł się czas z ...acta est fabula..., niż z powyższymi ówczesnymi sceny gwiazdami. Doczytując teraz po latach, zamieszczoną w Morbid Noizz relację gitarzysty z wydarzeń związanych z procesem nagrywania (dogrywania dokładnie) za granicą i emocjonalne zaangażowanie związane z podpisaniem papierów z niemiecką wytwórnią czuć było, że ekipa z Obornik wierzyła w znakomitą szansę i była wielce podekscytowana wizją przyszłości. Niestety kariera Undish skończyła się na dwóch z rzędu albumach i jednorazowym powrotem po latach (A Gift of Flying - 2005), który przyznaję przeoczyłem, więc okazała się przykładem młodzieńczej pasji i naiwnych marzeń rozbitych o ścianę rzeczywistości. Mimo wszystko włożonej pracy i talentu w debiut nie powinni żałować, ani tym bardziej efektu się wstydzić, bo to bez względu na rodzaj dla dojrzałego człowieka charakterystycznego romantycznego młodzieńczego zawieszenia, piękna płyta, a dla nich samych z pewnością fajne wspomnienia z okresu kształtowania osobowości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj