Kombinowałem i wykombinowałem, że w co niektórych kawałkach (na pewno All Along i jeszcze bardziej Drive oraz Bird) Stefanie Mannaerts łudząco sposobem śpiewania i ogólnie artykułowania wydawanych z siebie z pasją dźwięków, a dokładnie akcentowania chrypki przypomina Kaśkę Nosowską z początkowej fazy działalności Hey. W ogóle myślę, iż ten sam wokal liderki Brutus, za każdym razem, na każdym z trzech dotychczasowych krążków brzmi nieco odmiennie i nie wiem, czy to psikus mojej wyobraźni, czy fakt niezaprzeczalny, bowiem niełatwo mi ubrać w słowa te niuanse, jakie być może wyłącznie mnie słyszalne. Zanim pojawił się u mnie w odtwarzaczu Burst, wybrzmieć musiał drugi Nest i porwać mnie kompletnie trzeci Unison Life. Dopiero wówczas i finałowo za sprawą kapitalnego koncertu w Hybrydach sięgnąłem po debiut i jakby było to doświadczenie niekoniecznie należące do najłatwiejszych, to uparcie dokonane odsłuchy uświadomiły mi tak walory Burst, jak przy okazji niedocenioną w pełni być może wcześniej wartość Nest - otwierając mnie zwłaszcza na album debiutancki. Burst jest intensywnie zadziorny i niby nieskomplikowany, tak jak nie bardzo skomplikowany bywa hardcore/punk i garażowe granie, ale jest też inaczej niż powyższe emocjonalny i szorstki jak bywa z graniem korzystającym z długo wybrzmiewających nut gitarowych oraz huraganowych quasi blastów wprost z black metalowej estetyki. Tutaj zaaranżowanych w zupełnie myślę nowych okolicznościach stylistycznych, bo akurat nie kojarzę jakiejś bardziej rozpoznawalnej ekipy, która by się podobnie eksploatowała na gruncie łączenia hardcore-punku i przebojowości - wykorzystując rzeczone (jak podpowiada definicja, najczęściej ósemki i szesnastki grane na bębnie basowym i dwa razy szybciej na werblu). W unikalnym wykonaniu Belgów (choć po mistrzowsku składnie jeszcze fragmentami tak jak obecnie nie jest), to klei się to fantastycznie z wykrzyczanymi uczuciowo wersami i tak jak kopie po zadzie, tak włazi pod skórę i dotyka. Burst dodam, iż u mnie subiektywnie zyskuje z każdym kolejnym odsłuchem i nie wykluczone, że gdybym strzelił archiwizacyjną notkę za miesiąc, byłaby ona jeszcze bardziej entuzjastyczna, a na pewno zawierała ona precyzyjną argumentację dlaczego tak czuję. Póki co zachowam jednak gigantyczne zachwyty na czas premiery przyszłego, oby szybko napisanego i zarejestrowanego krążka, bo kuć należy to żelazo. Albumu przewiduję, iż jeszcze doskonalej skomponowanego od już znakomitego Unison Life.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz