środa, 10 stycznia 2024

Dial M for Murder - M jak morderstwo (1954) - Alfred Hitchcock

 

Nie cierpię egzaltacji, a przebijam się przez dorobek Hitchcockowy, choć dialogi w jego filmach ze względu na epokę są nią przesiąknięte. W pewnym sensie tolerowanie tych wszystkich westchnień i wymownych pauz znoszenie to cierpienie, lub co najmniej walka ze znużeniem, kiedy kwestie są wygłaszane w tej irytującej manierze i tylko te intrygi poniekąd mnie utrzymują we w miarę zawsze zainteresowaniu. Nie wątpię że oglądając w latach pięćdziesiątych M jak morderstwo piałbym z zachwytu, choć wiem też ze europejskie kino pod względem artystycznych właściwości już wówczas przebijało hollywoodzki styl ugładzono-wygładzony pod wymagania masowej publiczki. Nic dziwnego że jedno odniosło sukces komercyjny poniekąd kosztem tego drugiego i że jedno kształtowało dobre gusta, a drugie zaspokajało przede wszystkim te bardziej powszechne. Oprócz wątpliwej odrobinę wiarygodności (o tym w szerszym kontekście za chwilę), intryga skonstruowana jest precyzyjnie, a klimat soczystego szlachetnego aczkolwiek splątanego kryminału czarujący i twistami zamaszyście okraszony. Tylko zawsze mnie właśnie dziwiło, że w tych filmach dokonanie zbrodni nie wiąże się z jakimikolwiek emocjami, nie mówiąc już o wyrzutach sumienia. Wszystko bowiem podporządkowane jest chłodnej ekonomii zysków i kosztów, a same postaci, to jakieś wyzute z uczuć wyższych elegancko odziane monstra. Oczywiście doskonale wychowane, kulturalne ze wszech miar i wyrażające się nienagannie, ale jednak potwory cyniczne. Coś w tym jest cholernie zastanawiającego psychologicznie, jeśli spojrzeć na potrzeby widza i twórców oraz zasadniczo konstrukcje pierwotypów. Zauważyłem też jeszcze jedno (kolejna nie odkrywczość), iż kiedyś filmy tak intensywnie ubogacano ilustracyjnym tłem muzycznym oraz tak wszystko przesadnie wyjaśniającymi dialogami, że można je nie tylko oglądać, ale i traktować jak słuchowiska, poddając się emocjonalnej prowokacji wyłącznie za pomocą zmysłu słuchu właśnie. Tak czy inaczej to jeden z najlepszych myślę filmów Pana Alfreda i jak już korzysta się zarówno z tej sfery dla ucha i tej dla oka, to jest na co też popatrzeć - bowiem ach ta Księżniczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj