Dla
dobra wzrokowego mojego i znużenia poirytowaniem niecałkowitego, dobrze że jest tu Penélope i jeszcze lepiej, iż jest jako kobieta zaradna - energetyczna
babeczka pracująca, ale w takiej formie wizualnej że można się
skupiać zamiast na filmie wyłącznie na jej walorach. Natomiast Almodóvar, jak to Almodóvar - on minus pretensjonalny ton, równa się
nie Almodóvar i Almodóvar minus dopieszczona symbolizmem forma
ilustracyjna, jak i minus kontrowersyjny temat, to też nie jest
wówczas prawdziwy Pedro. Volver ma to wszystko pod korek i jeszcze w dodatku
ma w obsadzie wspomnianą muzę (odmienianego w historii europejskiego kina we wszystkich mistrzowskich konfiguracjach skojarzeniowych) Almodóvara, więc dla męskiego
konesera kobiecej urody i każdego kto jest świadomy co artystycznie
i intrygancko Pedro oferuje i z jakim zapasem dystansu trzeba go
zgłębiać, nie może być zawiedziony, bowiem z tych składników
musiał wyjść wzorcowy Almodóvar i Pedro modelowy wyszedł.
Scenariusz pełen dziur logicznych, zbiegów okoliczności,
nieracjonalnych decyzji, trafniej określając umowności,
bowiem nadrzędnym celem jest przecież skonstruowanie zakręconej
intryżki z kilkoma quasi twiścikami. Dystans, dystans i jeszcze raz
dystans widzowie! Bez dystansu zamiast się uśmiechnąć, kiedy
rozwój zdarzeń zdaje się cokolwiek zabawny, to pewnie włączyłoby
się oburzenie, że z logiki Pedro robi sobie lekkie żarty, a tak
uśmieszek i przejście automatyczne nad tym do porządku dziennego.
Inaczej mówiąc, zamiast niemożliwe, niemożliwe? Niemożliwe - no zobaczmy co
z tego wyniknie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz