sobota, 5 grudnia 2020

Never Gonna Snow Again / Śniegu już nigdy nie będzie (2020) - Małgorzata Szumowska

 

Zastanawiam się teraz właściwie, czy sama Szumowska jest zadowolona z uzyskanego efektu? Mam na myśli głównie poziom aktorstwa, bowiem przeszarżowane role (nawet jeśli postaci, już na etapie scenariusza przerysowane, mimo wszystko) wzbudzają konsternację, a wręcz momentami kompletne zadziwienie (Pani Figura!). Zakładam, że doskonała obsada (Kulesza, Ostaszewska, Simlat i ten którego podobno miłośnicy Stranger Things znają, a ja nie znam), tak sama z siebie nie pozowała na kreśloną tak grubą kreską groteskę. Zatem naturalnie domniemam, że to właśnie szefowa taką wizję przeforsowała, więc może i zadowolona finalnie jest. Natomiast, że wizualnie jest zajmująco, to nie zaskakuje, bo akurat dzięki pracy Michała Englerta, Szumowska zdjęciami zahipnotyzować potrafi. Poza tym przecież, zna się na rzeczy i doskonale orientuje się jak magnetyczny klimat, z kilku prostych warsztatowych składników wydestylować. Czasem (a wręcz często) kłopot dla niej to zrobić, jednak film nieprzestylizowany wizją i ambicjami, lub nie przesiąknięty nazbyt bezpośrednio stereotypami, obnażającymi jej znikomą znajomość obiektu doświadczenia i interpretacji. W tym kontekście Śniegu już nigdy nie będzie, myślę iż najbliżej do Body/Ciało i Sponsoringu, a najdalej chyba od W imię... Osiedle ludzkich upiorów, elity nowobogackiej, miejsce strzeżone przez 24 godziny na dobę w tym momencie obiektem jej zainteresowania - dosłownie oaza praktycznego zewnętrznie spokoju, natomiast wewnętrznie egzystencji kompletnie zaburzonych ludzkich emocjonalnych wraków. Interesujące, a jakże, frapujące mocno, ale ktoś mógłby powiedzieć, że najlepsze z tego wszystkiego, to ten przemawiający do wyobraźni tytuł. Albo, jakby rzekł ktoś kto nie czuje potrzeby, by próbować zrozumieć i nie jest przygotowany na kino intelektualnie wymagające - żenujący pokaz ambicjonalnej sraczki, lub innego rodzaju, zrozumiała tylko dla reżysera pseudo sztuka, stworzona w celu zaspokajania wyłącznie ego autora. Ja mimo wszystko z ciekawością obejrzałem i wizualnej stronie pozwoliłem się omamić. Niewiele jednak z warstwy merytorycznej wprost zrozumiałem, więc szybko moje liche refleksje obudowałem interpretacją zawodowej krytyki i jako może niewystarczająco bystry widz donoszę, iż opowieść o super bohaterze bez peleryny, który super mocy nie posiadając, tylko swoją obecnością i czasem poświęconym, ludzkie wraki przed autodestrukcją ratował, uważam za rokujący. Znaczy ja do tego poziomu jeszcze nie dojrzałem, ale kto wie, może jeśli zrobię kiedyś habilitację z historii kina, to tak jak należy docenię symbolikę, jaką Szumowska w koncepcji zawarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj