czwartek, 8 kwietnia 2021

The United States vs. Billie Holiday / Billie Holiday (2021) - Lee Daniels

 


Byłoby zasadne, aby w tym miejscu pojawiła się na wstępie wklejona, w miarę zwięzła fachowa analiza specjalisty od psychologicznych procesów i równocześnie wiedza szersza dotycząca okoliczności i uwarunkowań społeczno-kulturowych jak i obyczajowych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej czasów schyłkowej, lecz wciąż niezwykle jeszcze silnej, bowiem przez rząd federalny stosowanej segregacji rasowej. To drugie wpłynęło bezpośrednio na pierwsze i na obraz tragicznej historii Billie Holiday, zatem bez ich głębszej znajomości i świadomości analityczny ton nie będzie w odpowiednim stopniu oparty o prawdę, toteż proszę o wyrozumiałość w stosunku do mojego poniżej treściwego oglądu problemu. Uzależnienie wielkiej artystki od narkotyków, to oczywiście konsekwencja bezradności i frustracji wobec okoliczności i dla wrażliwej duszy artystycznej, ostateczny gwóźdź do trumny. Tutaj jednak w równych proporcjach skupiamy się na genezach w sensie psychologicznym i socjologicznym, jak też na relacjach czarnej artystki z ultraprawicową wówczas amerykańską władzą. Film dobrze wygląda, potrafi efektywnie oczarować klimatem jazzowych klubów i ogólnie scenograficznym sznytem, ale brak mu mocnego narracyjnego tempa (sporo kontemplacji w zamian) i poza jednym potężnie wstrząsającym fragmentem oraz udziałem w fabule kilku innych wyrazistszych punktów kulminacyjnych przy udziale bardzo dobrego aktorstwa, sama dramatyczna historia z poruszającym tłem muzycznym nie jest w stanie tak jakbym oczekiwał emocjonalnie przeciągnąć mnie po przecież szorstkim w istocie rzeczy podłożu, bym finalnie wyszedł z tego filmowego doświadczenia z krwawiącymi duchowymi obrażeniami. Stąd czuje się poniekąd rozczarowany, choć trudno mi też uznać że wyszło słabo. To zwyczajnie warsztatowo bez wpadek sfilmowany, powolnie sączący historię samozagłady inspirowanej zamówieniem politycznym, bardzo poprawny film, a mnie tu trzeba było ciosu, bym poczuł jak tylko X muza potrafi uczynić to najbardziej możliwie dosadnie, to co sama Billie Holiday unieść w rzeczywistości musiała.

P.S. Andra Day wokalnie oczywiście znakomicie, aktorsko też niczego sobie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj