W przeciągu dwóch, może trzech ostatnich tygodni notuje wysyp filmów z moim faworyzowanym młodszym Affleckiem w obsadzie. Nie ukrywam że do zainteresowania tym tytułem przyczynił się decydująco aktor wyżej wymieniony, bo poza jego udziałem nic więcej magnesem nie mogę uznać. Jak się okazuje, co do kreacji Afflecka szału nie ma, ale i poza poziom bardzo dobry oczywiście on nie schodzi. Problem chyba w tym że korzystniej wypaść nie mógł, więcej ponad to co zobaczyłem z roli wycisnąć szans nie miał, gdyż warunki scenariuszowe i sama realizacyjnie licha formuła gatunkowa rozwinąć skrzydeł mu nie pozwoliły. Mimo iż klimat mrocznego dreszczowca mógłby z powodzeniem w fabułę pomóc się wkręcić, to reżyser tak tu nużąco narrację prowadzi że wiszące gęste napięcie nie przekłada się wcale na oczekiwaną ekscytację. Nuda i sztampa, szablon i męcząca nijakość, a usiłowania zaciekawienia to raczej tylko puste gesty bezradności. Liczyłem na coś zdecydowanie bardziej frapującego niż tylko schematyczną zagadkę z kwadratową emocjonalnością postaci. Oczekiwałem przecież właśnie emocji, a nie słabo sprzedanej quasi tajemnicy w której z daleka czuć z psychopatą twista - a to uznaje za oczywistość nie do wybaczenia. Przynajmniej nie w takiej praktycznie miałkiej formule, opierającej teoretycznie wedle najlepszych standardów gatunkowych swą świeżość i atrakcyjność na bombowych zaskoczeniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz