Przyznaję, iż z dotychczasowych filmów Quentin Dupieux hmmm… no niewiele rozumiałem i były to zaiste doświadczenia dość kuriozalne, bo gość w fachowe kino bawić się potrafi, lecz na ten swój oryginalny, mocno pokrętny sposób. Skubaniec mimo to daje radę, ogarnia tematy niecodziennie, lecz nawet w tak dziwaczniej konwencji udaje mu się przykuć uwagę, przy okazji utrzymując napięcie w rozwijanej fabule i nie wzbudzać przy tym uśmiechu zażenowania. Le Daim akurat zdaje się najmniej wystawiać widza na intelektualną próbę, a bardziej skupia się na samej abstrakcyjności niż zawiłości. To w zasadzie, gdyby nie dziwaczny wątek w scenariuszu pełnokrwisty thriller, korzystający bezceremonialnie z wielogatunkowych inspiracji i poważna metaforycznie, mimo że zwięzła rozprawa o naturze człowieka. Szanuję, ale z pełnym przekonaniem nie kupuje. Może kiedyś nakręci coś bardziej konwencjonalnego i zaskoczy w końcu swoich wielbicieli bardziej niż takich zdystansowanych pseudokrytyków mnie podobnych. Będę czekał życząc sobie wytrwałości w cierpliwości.
P.S. Jeśli wlepiać wzrok wyłącznie w wizualne atuty, to one są i potrafią swoiście nieswoistą lub nieswoiście swoistą aurę wykreować, a siłą sprawczą dla wyrażenia mego uznania raz kolorystyka stawiająca na wyblakłe barwy, dwa scenografia jakby naszkicowana - zbudowana od niechcenia, a jednak dzięki prostocie estetycznej naturalnie korespondująca z zaskakująco nieskomplikowaną i dla kontrastu wyrazistą fabułą oraz kapitalnie aktorsko odnajdującym się w tym świecie Jeanem Dujardin. Natomiast co mi chciał tą opowieścią artysta powiedzieć to wiem, bez większego trudu się domyślam – po raz pierwszy w jego przypadku. Ale nie powiem, zostawię interpretację dla siebie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz