wtorek, 20 kwietnia 2021

Palm Springs (2020) - Max Barbakow

 



Skonstruowany na patencie pętli czasowej, przez co nasuwający naturalnie skojarzenia z Dniem Świstaka, ale poprzez swój charakter dość odległy od tego co przed laty zaproponował Harold Ramis. Palm Springs to zdecydowanie nowocześnie formalnie spostrzegane kino i zupełnie współczesne podejście do dalekiej od głupkowatości komedii, w której kwestie fantasy (chyba tak powinienem to nazwać, gdyby nie były podszyte twardą fizyką :)) fajnie współegzystują z ambitnymi ale wciąż rozrywkowymi egzystencjalnymi rozkminami, poniekąd również zabawą popkulturowymi odniesieniami oraz (już nie poniekąd) romantycznym wątkiem kluczowym. Ma to sens i przyznaje od początku wciąga, więc nudy nie ma się powodu obawiać, jak i trucia dupy jakąś pseudointelektualną retoryką także. To świetna bezpretensjonalna frajda, z wyśmienitym ironicznym humorem, wzbudzającymi nieumiarkowaną sympatię bohaterami (kto by tak nie chciał jak oni ;)), przednim spontanicznym aktorstwem i radośnie zuchwałą konwencją, która oczywiście nie wszystkim musi przypaść do gustu i jak w międzyczasie się przekonałem rzeczywiście nie wszystkich w jednakowo radosny sposób do entuzjastycznych opinii zachęciła. Ale ja mam to gdzieś, ja jestem zachwycony. Wszystko, kropa. :)

P.S. Przed seansem osobnicy z kijami w d**** obowiązkowo się ich pozbywają, albo inaczej szerokim łukiem tą STRASZLIWIE NIEPORAWNĄ amerykańską produkcyjkę omijają, gdyż kije w d**** mają to do siebie że są albo ich nie ma - jak są to tkwią w d***** właścicieli nieusuwalnie. Żeby mi tu pretensji od tych tak specyficznie usztywnionych nie było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj