Za taką obsadę jeszcze
z piętnaście lat temu, każdy, nie tylko aspirujący reżyser oddałby duszę diabłu, aby tylko dzięki gwiazdorskim angażom podnieść status i popularność własnych filmów. Dziś oczywiście Sean Penn i
Mel Gibson to wciąż najwyższa półka, lecz daje się dostrzec niewielką erozję zarówno
ich znaczenia w sensie warsztatowej wartości ich pracy, jak i jej czysto handlowego potencjału. Niemniej jednak Farhad Safinia (dotychczas tylko scenarzysta) na tych dwóch aktorskich weteranach
opiera fundament zrealizowanego projektu. Historii fascynującej
wizualnie, bowiem osadzonej w drugiej połowie XIX wieku w okolicznościach wiktoriańskiej
Anglii. Historii również interesującej pod względem merytorycznym, gdyż opartej
na autentycznych i jak się zaskakująco okazuje (nie przypuszczałbym) wielce dramatycznych wydarzeniach - kulisach zredagowania pierwszej edycji Słownika Oksfordzkiego. Z jednej strony szaleństwo, zbrodnia, poczucie winy i odkupienie, z drugiej pasja, tytaniczna praca i duma. Spotkanie dwóch postaci złączonych
przez losowe wydarzenia, których wspólne dzieło przeszło do historii i
stanowi do dziś biblię dla filologów angielskich. To również stylistycznie patosem przepełniony wyciskacz łez, choć nieco nietypowy, bowiem
nie opiera się li tylko na szablonowym schemacie i standardowym dla szantażu
emocjonalnego podłożu, ale ma całkiem spore ambicje, koncentrując się na głębi ludzkich życiowych przeżyć, konsekwencjach działań
i wyborów oraz w znakomitym stopniu na prawdziwych, naturalne wzbudzanych odczuciach i odruchach psychicznych. Patosu i emfazy jednak (jak zdążyłem między słowami wspomnieć) oczywiście nie uniknięto - nawet dość obficie te irytujące przywary gatunku się wylewają, ale oprócz
nich wiele dobra ukrytego, zatem seans poczucia większej męczarni nie wywołuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz