wtorek, 14 września 2021

Pig / Świnia (2021) - Michael Sarnoski

 

Nie dowierzając w zapewnienia, że po bardzo lichym okresie w aktorskiej karierze Cage'a jest tutaj w stanie zrobić warsztatowy show, zostałem jednak siłą perswazji przekonany, by osobiście sprawdzić ile w tym optymizmie recenzentów jest prawdy i czy może bardzo dobre oceny filmu z tym specyficznym gwiazdorem nie są może bardziej zasługą dobrej roboty scenarzysty, reżysera i całej ekipy produkcyjnej, których wysiłku w tym przypadku Cage akurat nie spieprzył. Może mój brak wiary w jego umiejętności bezpodstawny, a swoje złośliwości, albo za duży dystans opieram na ogólnej mikrej do człowieka sympatii, ale prawda jest taka, iż może tylko raz lub dwa (dobra, może więcej) oglądając manieryczne popisy powyższego, nie czułem zażenowania. Stąd pomyślałem, że nawet jeśli teraz przyjebał spektakularnie, to przeszłości i to tej szczególnie ostatniej nie wymaże, więc za całokształt nadal uparcie trzeba człowieka ganić, a za poszczególne dobre epizody (od wielkiego dzwonu) chwalić. Pytanie zatem brzmi, jak jest z tą Świnią? :) Pig jest bomba i Cage jest bomba, ale nie to nie takie brawurowe permanentne wybuchy, tylko eksplozje poprzedzane długimi fragmentami ciszy i stopniowanym precyzyjnie napięciem w filmie o surowej fakturze i naturze. W filmie zemsty, ale nie takim szablonowym, bo wendeta z powodu świni, to nie jakaś ograna sztampa, a wręcz kuriozalna nieoczywistość. Kapitalne (z pozoru może oklepane) męskie kino, o takim zaszytym w lesie twardzielu - takim, co w przeszłości (he he) uznanym szefem kuchni był, a teraz z sobie tylko znanych powodów izoluje się od społeczeństwa. Tutaj jednak zemsta jest wyłącznie mechanizmem napędowym, a psychologiczny sznyt w postaci tajemnicy osobowości bohaterów i motywów kierujących ich działaniami jego paliwem. Kino zemsty jak się okaże bez zemsty, które właściwie jest dojrzałym kinem  rozpaczy, w obliczu bezradności prawdziwego człowieczeństwa wobec brutalności świata władzy i pieniądza. Dopieszczone, nastrojowe, też tak samo surowe i brutalne kino egzystencjonalne. To taki seans, po którym pozostaje się w stuporze, bądź ma się ochotę siarczyście zakląć. Ja sobie zaklnę. W chu dobre to kurw było, mimo że Cage to Cage i poza Cage'a zawsze pozostanie Cage'a pozą. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj