piątek, 3 września 2021

Zupa nic (2021) - Kinga Dębska

 

Nie ma w tym momencie obaw, że rozwinę tekst to rozmiarów i formy nadętej emocjonalnie czy też analitycznie głębokiej rozprawy, bowiem nie ma absolutnie powodu, aby więcej niż kilka zdań w przypadku refleksji wokół mocno promowanej w TV nowej produkcji Kingi Dębskiej spisać. Muszę być tu wyłącznie stanowczo krytyczny i poniżej wyrazić własne rozczarowanie, bo Dębska i producenci rozkręcając intensywną promocyjną kampanię i dorzucając do niej jeszcze nawiązania do  najdoskonalszego obrazu reżyserki, na tą do bólu najszczerszą i najprawdziwszą prawdę sobie zasłużyli. Zupa nic to w zasadzie pierwszy film Dębskiej pusty wewnętrznie, bo brak jakiejś spójnej historii i opieranie fabuły wyłącznie na nostalgicznej grze (fakt, że wizualnie uroczo sentymentalnej), ale jednak spranymi do bólu oczywistymi absurdami z epoki, musi stawiać Zupę nic zdecydowanie półkę albo dwie poniżej zarówno dwóch ostatnich (trochę też krytykowałem), jak rzecz jasna plus jeszcze dwie półeczki poniżej wybornych pod względem fabuły jak i psychologii postaci wspomnianych Moich córek krów. Tak widzę ten zlepek scenek rodzajowych z PRL-u (momentami fakt, całkiem zabawnych), ale bez większego pomysłu i nawet w kontekście osobistych wspomnień, jak też przez pryzmat wszystkich klasycznych komedii z epoki zwyczajnie niewystarczająco naturalnych. Pewnie z sentymentu złapie ta lichutka komedyjka za serduszko wszystkie siostrzane rodzeństwa, których rodzice posiadali czerwonego (lub ciemnopomarańczowego) kaszlaka, upakowanego w okresie wakacyjnym po sufit i nawet bardziej. Zamieszkujące na blokowisku z wówczas jeszcze (ech…) pustymi parkingami. :) Tak, tak - fajnie fajnie. Ale proszę zaprzeczyć że można to było zrobić znacznie lepiej, aby chociaż bez wstydu postawić Zupę nic w kontekście wybitnego komediodramatu, będącego dla nowej komedii punktem wyjścia, albo celniej to ujmując - punktem na siłę zaczepienia.

P.S. Gdyby pojawiły się zarzuty że nie spojrzałem w głąb tej głębi. Raz, wiem że ciapowaty (uczciwy) ojciec i epoka cwaniaków to głębsza głębokość. Dwa, wiem że matka z jajami i ciapowaty ojciec to ta głębia także. Gdyby to było mało, to zauważyłem również, że brat matki cwaniak z giętkim kręgosłupem co okazji nie przepuści, jego żona zaś „paryżana” i że związek nastoletniej córki ciapka z synem ZOMOwca to smarkaczy mezalians, a wyjazd na handel i wakacje nad Balatonem – wielka sprawa i dzisiejsze pokolenie nie zrozumie, ale może się pośmiać z prawdziwego dramatu tamtych czasów, który można im sprzedać w tak banalnym stylu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj