Nie ma w tym momencie
obaw, że rozwinę tekst to rozmiarów i formy nadętej emocjonalnie czy też analitycznie głębokiej
rozprawy, bowiem nie ma absolutnie powodu, aby więcej niż kilka zdań w
przypadku refleksji wokół mocno promowanej w TV nowej produkcji Kingi Dębskiej
spisać. Muszę być tu wyłącznie stanowczo krytyczny i poniżej wyrazić własne
rozczarowanie, bo Dębska i producenci rozkręcając intensywną promocyjną kampanię i dorzucając do niej jeszcze nawiązania do najdoskonalszego obrazu reżyserki, na
tą do bólu najszczerszą i najprawdziwszą prawdę sobie zasłużyli. Zupa nic to w
zasadzie pierwszy film Dębskiej pusty wewnętrznie, bo brak jakiejś spójnej
historii i opieranie fabuły wyłącznie na nostalgicznej grze (fakt, że wizualnie
uroczo sentymentalnej), ale jednak spranymi do bólu oczywistymi absurdami z
epoki, musi stawiać Zupę nic zdecydowanie półkę albo dwie poniżej zarówno
dwóch ostatnich (trochę też krytykowałem), jak rzecz jasna plus jeszcze dwie
półeczki poniżej wybornych pod względem fabuły jak i psychologii postaci
wspomnianych Moich córek krów. Tak widzę ten zlepek scenek rodzajowych z PRL-u (momentami
fakt, całkiem zabawnych), ale bez większego pomysłu i nawet w kontekście
osobistych wspomnień, jak też przez pryzmat wszystkich klasycznych komedii z
epoki zwyczajnie niewystarczająco naturalnych. Pewnie z sentymentu złapie ta lichutka komedyjka za serduszko wszystkie siostrzane rodzeństwa, których
rodzice posiadali czerwonego (lub ciemnopomarańczowego) kaszlaka, upakowanego
w okresie wakacyjnym po sufit i nawet bardziej. Zamieszkujące na blokowisku z
wówczas jeszcze (ech…) pustymi parkingami. :) Tak, tak - fajnie fajnie. Ale proszę
zaprzeczyć że można to było zrobić znacznie lepiej, aby chociaż bez wstydu postawić
Zupę nic w kontekście wybitnego komediodramatu, będącego dla nowej komedii
punktem wyjścia, albo celniej to ujmując - punktem na siłę zaczepienia.
P.S. Gdyby pojawiły się zarzuty że nie spojrzałem w głąb tej głębi. Raz, wiem że ciapowaty (uczciwy) ojciec i epoka cwaniaków to głębsza głębokość. Dwa, wiem że matka z jajami i ciapowaty ojciec to ta głębia także. Gdyby to było mało, to zauważyłem również, że brat matki cwaniak z giętkim kręgosłupem co okazji nie przepuści, jego żona zaś „paryżana” i że związek nastoletniej córki ciapka z synem ZOMOwca to smarkaczy mezalians, a wyjazd na handel i wakacje nad Balatonem – wielka sprawa i dzisiejsze pokolenie nie zrozumie, ale może się pośmiać z prawdziwego dramatu tamtych czasów, który można im sprzedać w tak banalnym stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz