piątek, 17 września 2021

Land (2021) - Robin Wright

 



Bardzo romantyczna, nieprzekonująco dramatyczna, aczkolwiek niecałkowicie pozbawiona realizmu opowieść o ucieczce przed reperkusjami życiowej tragedii. Nieco oklepany temat, jego wizualizacja dość przewidywalna, ale w sumie trudno wymagać oryginalności od każdego nowego obrazu, w którym bohater w dzicz ucieka, kiedy oto ratuje się przed koszmarem wspomnień. Ale też (piszę uczciwie, w dowód w pierś się uderzając) że piękne, mimo iż pozbawione większej finezji ujęcia surowej przyrody oraz najistotniejsze dla gatunku, nawet poruszające (obiektywnie, nie subiektywnie) ujęcia duszy katuszy. Ufff. Niby nie dosłownie, niby nie wprost podane powody tego cierpienia, lecz też bez żadnego problemu widz domyśli się, jaka tragedia stoi za obserwowaną sytuacją. Szkopuł jednak w pełnometrażowym debiucie reżyserskim znanej (zawsze pozostanie Jenny Curran) aktorki taki, że to taka powierzchowna i szalenie prosta wizja i w dodatku brak jej mocy wnikliwości i tak przeze mnie uwielbianego pulsu podskórnego. Dość wytrawny kinoman będzie niewystarczająco przekonany, a koneser zamiast poruszony, wręcz bardziej rozbawiony prostotą szytych grubą nicią przewidywalnych wydarzeń. Ja ponadto jestem rozczarowany, bo miałem nadzieje na wstrząs, na który już po dwudziestu minutach seansu wiedziałem że nie mam co liczyć. Może nie jest to totalny zakalec, lecz wypiek nie w pełni udany, bo okazało się, że szef tej kuchni niby ma składniki, wie w jakich proporcjach książkowo ich użyć, ale brak mu intuicji i na razie nadaje się tylko by nakarmić niezbyt wymagającego klienta. Przepraszam - szefowa kuchni oczywiście. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj