poniedziałek, 6 lutego 2023

Soilwork - Sworn to a Great Divide (2007)

 

Odkąd siódmy album Soilwork poznałem, odtąd pamiętam że na jego jakość narzekałem, a że nie odczuwałem przez czas jakiś większej potrzeby ponad powracanie do tych albumów Szwedów które najmocniej na mnie swego czasu wpłynąć zdążyły, to naturalnie odsłuchy rzecznego były bardzo nieliczne, bądź nawet ich w międzyczasie nie było. Tako oto obraz Sworn to a Great Divide jaki w pamięci zachowałem, to wprost ten z pierwszych miesięcy po jego wydaniu, dlatego też zastanawiałem się przed odsłuchem dokonanym na potrzeby blogowej archiwizacji, jak czas na jego postrzeganie wpłynie i przyznaję, że odkryłem go w dość znacząco innych wymiarze, ale już śpieszę donieść iż absolutnie po kilku całkiem przyjemnych odnowionych kontaktach na dłuższą metę niewiele się jednak zmieniło. Album to na pewno taki co klei się do ucha za sprawą fajnych melodii i doskonałych linii wokalnych, ale jednak czuć że po odejściu ze składu głównego kompozytora dotychczasowego materiału w osobie Petera Wichersa, zespół złapał zadyszkę. Kawałki jak wspomniałem nie cierpią na brak chwytliwości (refreny bomba), ale nie oferują chyba nic ponadto, stąd program płyty na dłuższą metę nie ekscytuje, a poszczególne numery robią wrażenie jakby tylko pozornie właściwie wykończonych - bądź jak sugerują wywiady z tego okresu, nazbyt długotrwałą obróbką studyjną niestety spieprzonych. Riffy są zgrabne, lecz "mięcha" w nich niewiele, a "złego" dopełnia ukręcone "pudełkowe" brzmienie, które niby wyłuskuje fajnie akcenty na blachach, ale samo brzmienie bębnów kładzie. Także bardzo melodyjne granie, całkiem ciekawe fragmentarycznie pod względem dynamiki kombinowanie, splecione z charakterystyczną dla grupy rwaną galopadą, odczuwa się jako tylko względną przyjemność, bez potencjału przykuwającego uwagę na dłużej, a do tego wyprodukowane z obawą, która finalnie doprowadziła do przedobrzenia. Poza tym jednak za bardzo to "radio friendly" i za dużo aranżerskiego schematu w tym przecież jednak spodziewanym schemacie, stąd być może już przy kolejnej płycie ówczesna ekipa Soilwork postawiała na mniej "radia", a więcej progresji i co ważne brzmienie też mniej męczące uszy wykręciła. To co na plus w przypadku Sworn to a Great Divide działa, to doskonała forma wokalna Strida. Gość wyryczał i wyśpiewał maxa, co jednak by uznać siódemkę za w pełni udaną nie wystarczyło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj