środa, 1 lutego 2023

The Diary of a Teenage Girl / Pamiętnik nastolatki (2015) - Marielle Heller

 

Nie trafiłbym na Pamiętnik nastolatki gdyby Marielle Heller nie nakręciła już po nim wspaniałych dwóch perełek i byłaby to dla mnie strata, bo świetne w połowie obyczajowe, a w połowie dramatyczne kino przeszłoby mi koło nosa, przez nikczemnie słabą jego promocję. Pamiętnik jest bowiem mega, choć nie tak mega jak Czy mi kiedyś wybaczysz? i Cóż za piękny dzień, bo ogólnie mega filmy robi Heller, gdyż wybiera mega tematy i mega je oprawia w taki podobny do stylu Jasona Reitmana fason filmowy, czyli mega poważnie ale też do śmiechu mega i tak by widz przez całą projekcję oglądając najzwyczajniejsze życie bohaterów nie mógł od nich oderwać wzroku, bowiem ta zwyczajność niezwyczajnie obrobiona. Prawda że mega? :) W sumie to dojrzałe ojcostwo powinno się jednak obruszyć, kiedy o "romansie" nastolatki z facetem jej matki opowiada i pisze się jako o czymś zwyczajnym, gdyż naturalnie jeśli takie akcje miały/mają lub mogą mieć miejsce, to nie masowo na szczęście. Jednako jakim by nie były tematem tabu i w jakim natężeniu nie występowały, to nie żadnym wymysłem, a sama Heller tutaj nie traktuje tego kazusu jak wzór do naśladowania, a oczywiście wręcz przeciwnie, jako przestrogę oraz obiekt czy doświadczenie do ciekawej psychologiczno-socjologicznej analizy z perspektywy burzliwego dorastania i dojrzewania fizycznego oraz mentalnego. Nie ma więc obaw, że obsesyjnie szokuje obscenicznymi scenami, bo to nie o to chodzi by prowokować obrazem, ale by zrozumieć przyczyny i motywacje, a dokładnie tak je opisać aby zamiast oceniać spróbować zracjonalizować je z empatią. Nie cenzoruje i wprost nie wartościuje (może i coś sugeruje ale) widzowi pozwala wyciągać wnioski i zgadza się z autorką noweli obrazkowej która tutaj wykreowała podstawę scenariusza, aby bohaterka podejmowała głupie czy zwyczajnie fatalne w konsekwencji decyzje oraz konfrontowała się z nimi we własnym sumieniu i burzliwych relacjach z najbliższym otoczeniem. Stąd to niełatwe dorastanie w szalonych latach siedemdziesiątych, gdy sami rodzice nie bardzo świecili dobrym przykładem, to też rodzaj demitologizacji beztroskiej kolorowej epoki kształtującej współczesną obyczajowość i popkulturę. Czasu miękkich i twardych dragów, rewolucji seksualnej i idącej wraz z nią rzecz jasna wczesnej inicjacji oraz często kończącej się tragicznie rozwiązłości w kontaktach cielesnych, więc to żaden przypadek iż akurat San Francisco było doskonałym miejscem aby zrobić odpowiednie tło i docelowo bez szczęśliwie nachalnego fanatycznego moralizatorstwa przestrzec przed jednym krokiem za daleko. Finał tej historii fartownie jest więc mimo wszystko pozytywny, choć niewiele brakowało, a mleko kompletnie by się rozlało i blizny byłyby znacznie większe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj