sobota, 4 lutego 2023

The Hellacopters - Head Off (2008)

 

Taka oto zaprawdę nietuzinkowa sytuacja - album z coverami brzmiący w stu procentach jakby napisany i nagrany został przez zespół coverujący, to chyba zaiste atrakcja. :) Kiedy w 2008 roku Head Off wychodziło, odizolowany na tyle skutecznie od notek promocyjnych jeszcze przez długi czas po premierze nie miałem pojęcia, że te wszystkie kapitalne rockery, to nie pomysły Nicke Anderssona i kompanów tylko numery "zapożyczone". To był szok, kiedy w końcu do mnie dotarło że płytę z przeróbkami traktowałem jako najlepszy materiał The Hellacopters, przez co nieświadomie podważyłem wartość dotychczasowej pracy Nicke jako głównego kompozytora. No bo w sumie jak nie chwalić Head Off kiedy intensywnym strumieniem wylewają się z niej same tylko hiciory, skonstruowane z kapitalnej chwytliwości klasycznie rock'n'rollowej, w której gitarowe motywy odgrywają kluczową rolę i skrzą się od fajerwerków, a dynamika perkusyjna pięknie napędza przebojowe riffy i solówki, dodatkowo często temperamentnie uatrakcyjniane fantastycznie brzmiącymi klasycznymi klawiszami. Na swoją obronę (że dałem się tak nabrać) mam jeden argument i myślę że on wystarczy, a sprowadza on cała dyskusję do jednego faktu, że moja wiara i możliwości The Hellacopters absolutnie nie wykluczały, iż mogliby oni sami takie cudeńka skomponować. Natomiast względem oryginalnych ich autorów, to ja tylko mogę wyartykułować swoje zdziwienie, iż twórcy tych cudeniek tak naprawdę swoją rozpoznawalność ograniczyli lokalnie i jak to do cholery jest możliwe, że ich numery i kariery za mało powabne aby przebić się z nimi może nie od razu do mainstreamu, ale chociaż zasłużyć na miano klasyków stylistyki. Z ciekawości oczywiście zrobiłem sobie swego czasu taki trip "juTjubowy" po tych oryginałach i donoszę, że jednak mimo iż większość z nich zbyt wiele nie odbiegała od tego co finalnie uzyskali The Hellacopters, to jednak swój wpływ sposób aranżowania (szczególnie w tych bardziej punkowych akcjach, np. Electrocute) Anderssona i spółki na nie jest wyczuwalny, więc i nawet przez ten fakt miałem prawo dać się zwieść i nie jest mi wstyd, że zwieść się dałem. Tak czy siak Andersson w temacie imponująco biegły, a Head Off to petarda co się zowie - słuchać, powietrzną gitarę bez zahamowań eksploatować! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj