niedziela, 19 listopada 2023

Maggot Heart - Hunger (2023)

 


Maggot Heart nie oscylując wprost w klimatach które od razu mogą wzbudzać moje silne zainteresowanie, mieści się jednak w szerokim polu uwagi i przyznaję, iż już przy okazji Mercy Machine (jak widać w archiwum bloga) nieskutecznie zbierałem się do spisania o niej refleksji, to akurat Hunger przelecieć nie opisany nie mógł. Klnę się że zaniedbanie związane z MM szybko wymażę, a teraz sklecę na bieżąco informację zwrotną w temacie Hunger. Intrygujący zaprawdę jest ten pomysł pobudzenia trendu na post punkowe granie z czasów kiedy grało się surowo tak w kontrze do megalomaniackich progresywnych kolosów, jak i poniekąd rozszerzając formułę klasycznego punka o wpływy z różnych innych pochodnych dyscyplin muzycznych, fokusując się szczególnie na klimatach nowej fali i później gotyku. Szczególnie w mym polu zainteresowania Maggot Heart pozostaje z uwagi na powiązania personalne niebezpośrednie, ale jednak ze stanowiącym w mojej ocenie rodzaj zjawiska krótkożywotnym Beastmilk, którego w prostej linii kontynuacją zdaje się naturalnie Grave Pleasures (z którym wokalistka Maggot Heart powiązana już była bezpośrednio), więc można by uznać iż podobnie jako istotny odprysk w tej sytuacji powinien być traktowany Maggot Heart. Chyba że się mylę i coś co czytałem to nie doczytałem lub pomieszałem i zero tutaj pomiędzy obiema formacjami personalnych zależności - nie mam pewności, nie ważne. Muzycznie jednako czuć pokrewieństwo i jak Grave Pleasures od początku trzyma mnie przy sobie, tak najmocniej Maggot Heart dzięki Hunger mnie ze sobą dopiero obecnie wiąże. To kwestia zasadnicza że Hunger oferuje aranżacyjnie znacznie więcej niż Mercy Machine - jest bardziej rozbudowany o uatrakcyjniające instrumentarium (dęciaki w LBD i Archer np.), ale poza tym czuć iż kompozytorsko wbili się na wyższy poziom i numery już nie zlewają się w jedno, a każdy zaczyna stanowić odrębny mikroświat pomysłu, wątków i motywów wzbogacających go o sznyt przebojowy, Nie da się ukryć że magnetyzm tej nuty to charyzma członkiń, a w największym stopniu łobuzerskiej wokalnej ekspresji  Linnéy Olsson oraz charakterystycznie też w brudnych rejestrach ukręconego brzmienia. Hunger jest pozornie prosty, bowiem nagrany przy użyciu ograniczonego jednak instrumentarium i nie opiera się na warsztatowych popisach, a jego siła to zarazem rodzaj prymitywizmu (garażowy, aczkolwiek jak na manierę gęsty sound), poniekąd też noise'owe zgrzyty oraz z innej beczki popowa piosenkowość, oczywiście zatopiona we wspomnianej szorstkiej manierze. Spotkałem określenie death rock przy okazji orientacji w temacie i wcale nie uśmiałem się na nie wpadając, bo absolutnie mimo iż nie jest to pierwszy z brzegu entombed'owy death'n'roll, to klimat mroczny, choć zamiast ekstremalnie stęchłego turpizmu, czuć osobiste przygnębiające odjazdy. Gdybym dopisał jeszcze, że przy całej swojej dołującej atmosferze numery pobudzają do poruszania bioderkami, stanowiąc atrakcyjny dla autsajdera taneczny ekwiwalent hałasu, to czy zaintrygowałem czy ośmieszyłem ten projekt? ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj