sobota, 25 listopada 2023

Rammstein - Mutter (2001)

 

Gdy Mutter było wydawane, moje zainteresowanie jak się okazało największym od lat eksportowym niemieckim produktem muzycznym mocno ostygło, bo tak jak jedynka była czymś nowym na scenie, tak dwójka już oczywista kontynuacją od początku indywidualnego stylu, choć w mym przekonaniu słabszą od debiutu. Stąd w sumie trójka stała mi się już na wejście właściwie obojętna i bez emocji raczej z poczucia obowiązku przesłuchana, a ta popularność telewizyjna singli wcale nie pomocna, w tym abym Mutter potraktował odpowiednio poważnie, bowiem wiadomo - jak coś się podoba wszystkim, to jakoś raz nie wzbudza poczucia,  obcuje się z materiałem wybitnie intrygującym (he he elitarnym) i przekorna młoda rebeliancka dusza wymusza raczej uśmiechy lekkiego politowania, niż pełne uznania bicia niskich pokłonów. :) Taki Links 2 3 4 miał fajny teledysk, ale tak szybko przelatywał przez łeb, że nie zdążyłem się nim dłużej nacieszyć, choć ten motyw gitarusi to do dzisiaj bardzo szanuje, a największy chyba hicior w postaci Sonne ogrywany do znudzenia, mimo iż z obrazkiem z najwyższej "hollywoodzkiej" półki i charakterystycznym zaśpiewem kobiecym, mógł się podobać, jednak ulał się jeszcze szybciej niż Links. Wszystko się na Mutter w ogóle i szczególe zgadzało, uważam do tej pory iż jest to album dla Rammsteina przełomowy, znacznie lepszy od  Sehnsucht i egzamin trzeciej płyty został nim zdany celująco, ale żebym kiedyś i też po latach dzisiaj uważał, iż stanowi ikoniczne dzieło rockowej sztuki i można go śmiało zestawiać z innych najtisowo-millenijnymi klasykami, to mam wątpliwości, wiedząc iż ikoną popkultury tego okresu jest nazywany zasadnie. Jest Mutter krążkiem bezdyskusyjnie najbardziej spójnym w dyskografii ekipy Lindemanna, a na pewno tym przenoszącym ich ze statusu bardzo popularnej ciekawostki, do kategorii mega gwiazdy. Jest też jak na standardy granicy mocno popowego rocka i oryginalnego spojrzenia na mainstreamowe jego oblicze płytą niezwykle barwną - ktoś powiedziałby może  nawet eklektyczną, bowiem łączy w sobie dość szerokie inspiracje gatunkowe, wprowadzane zmyślnie w uniwersum "ramsztajnowej" stylistyki. Mozaiką swoistą i tak jak mógł robić mocne wrażenie od początku, tak to wrażenie nadal jest duże. Na pozór muzycznie zawsze stali niby w miejscu, bo dorobili się momentalnie własnego stylu i go nie zmienili, ale głupi byłbym gdybym nie zauważał, iż otwarte muzycy Rammsteina mieli zawsze głowy i pomysły, które w aranżacjach na zasadniczo twarde bębnienie i wyraziste riffy, to gdzieś w tle stanowiły nawet i rodzaj majstersztyku w ogarnianiu różności. Mutter uważam za pierwszy tak jasny przejaw ewolucji w ich nucie i wiedząc, iż na kolejnych albumach do tych osiągnięć kolejne dokładali, to Mutter jest najlepszą myślę wersją "ramsztajnowania", bowiem jawi się bardziej organicznie rockową, niż mechanicznie syntetyczną, a ja lubię kiedy w nucie jest dusza, bo ta dusza po prostu przyjemnie porusza. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj